Autor: Rentta Sharon
Tytuł: Na lotnisku w Zwierzaczkowie
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 40
Ocena: 8/10
Patronat Bajkowiru
Opis:
W Zwierzaczkowie zawsze mnóstwo się dzieje.
Dzień w Zwierzaczkowie tom 3.
Rodzina Koali wybiera się na wakacje do babci, bardzo daleko
do Koala Lumpur.
Zabawna, pełna przygód opowieść z pędzącą akcją pokazuje
lotnisko i oswaja dzieci z lotem samolotem.
Recenzja:
Przyzwyczaiłam się już, że książki dla dzieci wydawane przez Wydawnictwo Amber są tak efektowne wizualnie, że nie byłam nawet specjalnie zaskoczona faktem, że znów pod tym względem - dla mnie jako wzrokowca niezmiernie istotnym - się nie zawiodłam. Rodzina koali zachwyca jednak nie tylko kreską ilustratora, ale też poczuciem humoru.
W trzecim tomie Zwierzaczkowa wyruszamy wraz z sympatyczną i totalnie niezrganizowaną rodzinką koali do ich babci, a że babcia mieszka bardzo daleko, to nasi bohaterowie muszą udać się w podróż samolotem. Skoro samolot, to i lotnisko, a skoro lotnisko, to czytelnik może liczyć na sporą dawkę tematycznego słownictwa. Żeby nie było jednak sztywno i encyklopedycznie, terminy te ubrano w zgrabną i zabawną historię, w której prym wiodą dzieci. Niesforne pociechy a to pokazują rodzicom, jak upchać do walizek jeszcze więcej rzeczy, to znów robią perukę ze spaghetti. Jedno jest pewne - pomysłowości małym koalom odmówić nie można. Nie tylko one jednak odznaczają się poczuciem humoru, dorosłym także go nie brakuje. Na przykład kontrolerowi ruchu naziemnego, który swoimi sygnalizatorami pokazuje tor samolotu, ale zdarza mu się też zaprezentować gest mówiący po prostu: zatańcz sobie.
Tekstu jest stosunkowo niewiele, niemniej cechuje go spore nagromadzenie słownictwa związanego z lotniskiem i samolotami. Będzie to na pewno wartość dodana dla młodych fanów lotnictwa, niemniej sądzę, że docelowe grono odbiorców jest większe, bo to po prostu fajna, luźna, ale też wdzięczna opowieść, w której sprytnie przemycono określony wycinek wiedzy.
Ilustracje, jak wspominałam, zasługują na uwagę. Ten, kto je tworzył, zrobił to w taki sposób, że do czytelnika śmieje się nie tylko tekst, ale też obraz. Patrząc na tańczącego tatę koalę, sama się uśmiechałam, bo miałam wrażenie, że widzę te ruchy na żywo. To mi się podobało, nawet bardzo.
Przyznaję, że nie znam pozostałych książek o Zwierzaczkowie, ale jeśli są tak chwytliwe, jak ta, to istnieje całkiem spora szansa, że prędzej czy później trafią do naszego domu. Dobrych książek nigdy dość!
Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Amber.
Już mi się podoba ;) wystarczyłby fakt że bohaterami są koale, które mój syn uwielbia, ale ilustracje również urzekają. I jeśli jest rzeczywiście tak zabawna jak piszesz to może być u nas hit. Dodatkowy plus za to że przybliża dzieciom temat podróży samolotem ;) nasza pierwsza jeszcze przed nami.
OdpowiedzUsuńJa boję się latać samolotem. Książeczka zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńŚliczna książeczka dla maluchów.
OdpowiedzUsuńAle mi się te koale podobają! Takie żywe i wesołe! Ta książeczka po prostu urzeka!
OdpowiedzUsuń