czwartek, 6 grudnia 2018

Eva Susso - "Babo chce"


Autor: Eva Susso
Tytuł: Babo chce
Wydawnictwo: Zakamarki
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 28
Ocena: 10/10

Opis:

Binta tańczyła, Lalo grał na bębnie, a Babo, najmłodszy z rodzeństwa, po prostu CHCE odkrywać świat! To już trzecia pełna dźwięków i obrazów książka o wesołej rodzince. A autorzy podobno powoli myślą o kolejnej! Zgadnijcie o kim?

Oszczędna w słowach, ale za to pełna kolorów i dźwięków książeczka inspiruje dzieci i rodziców do wspólnej zabawy - nauki nowych sylab, wystukiwania rytmów i... ruszenia się z kanapy!

Ta radosna i pełna energii książka obrazkowa powstała we współpracy szwedzkiej pisarki Evy Susso z młodym francuskim ilustratorem Benjaminem Chaudem.

Recenzja:

Po sukcesie, z jakim w naszym domu spotkała się książka "Lalo gra na bębnie", z przyjemnością i dużą dozą ciekawości sięgałyśmy z córą po kolejną pozycję z serii Evy Susso. Tak, ja także, zwłaszcza że to właśnie najmłodszy z rodzeństwa skradł moje serce. Byłam ciekawa, co też wymyśli Babo - mały ancymonek, który zawsze robił wszystko na przekór.

"Babo chce" to historia bardzo życiowa, bo pokazująca, że największą atrakcją dla malucha nie są zabawki, ale odkrywanie świata. Babo na spacerze ze starszą siostrą wciąż chce oglądać nowe miejsca, rzeczy, wszystko to, co go otacza. Ajsza chętnie podejmuje to wyzwanie, a towarzyszą im nieodłączni towarzysze - pies i kura. I trzeba przyznać, że sympatyczne rodzeństwo spotyka na swojej drodze wiele ciekawych postaci. Począwszy od łosi, a skończywszy na moich i Zosi faworytach - dzikach.

I tym sposobem doszliśmy do największego fenomenu tej książki, zresztą - całej serii. Wesołe dźwieki - boję używać się w tym przypadku określenia dźwiękonaśladowcze - bawią, ale tak porządnie, szczerze, przywołując uśmiech na twarz. Nie tylko moją, bo i piętnastomiesięcznej córy. Bo i jak się nie uśmiechnąć do rodziny dziczków, które robią: chrumsu-chrum, chrimsu-chram! Dodajmy do tego kurę, która fruwając, wydaje z siebie wdzięczne: szastu-prast i uciekającą Ajszę: czmychu-myk i mamy lekturę pełną rytmu, wesołą i w sam raz dla uszka maluszka. 

Ilustacje są wyraźne, bez przesadnej ilości szczegółów, ale też jest ich na tyle, że można z powodzeniem pobawić się w szukaj i znajdź. My czynimy to z ochotą, poszerzając słownik córki, na razie jeszcze bez jego werbalizacji, ograniczając się do wskazywania określonych rzeczy.



Trudno mi stwierdzić, którą część tej serii woli moja Zosia, bo po obie sięgamy codziennie, najczęściej na jednym czytaniu się nie kończy, a trzeba zaznaczyć, że to córa wybiera sobie lektury - wszystkie książki leżą w zasięgu jej rączek, więc przynosi mi to, co aktualnie chce przeczytać. Eva Susso bezsprzecznie skradła nasze serca i jestem bardzo ciekawa, co też szykuje nam w części o Bincie. Ta książeczka jeszcze przed nami!

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zakamarki.

2 komentarze:

  1. Zdjęcia zachęcają. Pomyślałam o moim siostrzeńcu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje maluchy już za duże na taka książeczkę, ale napewno to fajne doświadczenie zarówno dla dziecka jak i rodzica😁😁😁

    OdpowiedzUsuń