Autor: Katarzyna Lewandowska-Turzyńska
Tytuł: Kompleksy pandy i niepełnosprawność żyrafki
Wydawnictwo: NOVAE RES
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 64
Ocena: 4/10
Wiek: 7-14 lat
Tytuł: Kompleksy pandy i niepełnosprawność żyrafki
Wydawnictwo: NOVAE RES
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 64
Ocena: 4/10
Wiek: 7-14 lat
Opis:
Wzruszająca lekcja przyjaźni i tolerancji
Pewnego dnia w klasie pojawia się nowa uczennica – mała, niepełnosprawna żyrafa. Jest inna niż wszystkie dzieci, więc nie może liczyć na to, że będzie lubiana. Pomocną „dłoń” wyciąga do niej jedynie nieco zbyt obfita w kształtach panda, zapraszając ją do swojej ławki. Wkrótce pulchna panda i mała żyrafka na trzech nóżkach zostają przyjaciółkami. Czy razem uda im się pokonać własne lęki i uprzedzenia? Jak poradzą sobie ze szkolną rzeczywistością? W tej historii odnajdziecie dużo piękna i radości w relacji pomiędzy bohaterkami. Dodatkowo odkryjecie wartościowe i rozwijające propozycje warsztatu - rozmów z dzieckiem oraz dodatki ulubione przez bohaterów ksiżżki.
„– Dlaczego ja? – zapytała nadąsana, mała panda – no dlaczego… – Spojrzała z niepokojem za okno, jakby chciała uciec przez nie z klasy. W tym samym momencie przypomniała sobie, co widziała po drodze do szkoły, a była to mała żyrafa, która zamiast czterech miała jedynie trzy nóżki, a mimo to uśmiechała się, kiedy rozmawiała z mamą.”
Recenzja:
Historia przyjaźni pandy i żyrafki to książeczka, do której podeszłam z wielkim entuzjazmem. To wspaniale, że powstają pozycje mające na celu pomóc młodemu czytelnikowi uporać się z problemami, jakie z pewnością napotka na swojej drodze – zarówno tymi dotyczącymi go bezpośrednio, jak i pojawiającymi się w jego otoczeniu. A brak akceptacji dla inności, tolerancja i bycie sobą to tematy zawsze aktualne. Nie mogę jednak uczciwie powiedzieć, że książka spełniła moje oczekiwania, a moje odczucia po lekturze są raczej mieszane i niestety dalekie od entuzjazmu, z jakim po nią sięgałam.
Sam początek był świetny – bardzo spodobał mi się wstęp, w którym autorka zwraca się bezpośrednio do swojego czytelnika wprowadzając go w temat i wyjaśniając niektóre swoje pomysły i powody dla których w ogóle poruszyła ten niełatwy temat. To fantastyczny zabieg mający na celu zniwelować dystans między czytelnikiem, a autorem i jego bohaterami oraz sprawić, by historia była odbierana bardziej personalnie, co jak najbardziej udało się osiągnąć. Dorośli rzadko kiedy czują potrzebę tłumaczenia się dzieciom ze swoich decyzji i wyborów, tym bardziej cieszę się, że autorka nie wpisuje się w ten kanon.
Doceniam również propozycję ćwiczeń i mini-warsztatu do przeprowadzenia z dziećmi po skończonej lekturze. Taki zabieg pomoże usystematyzować zdobytą wiedzę, nakłoni do głębszego zastanowienia się nad tematem, pozwoli odpowiedzieć na pojawiające się pytania i rozwiać wątpliwości. Budowanie interakcji dziecka z tekstem to zawsze super sprawa.
Bardzo podoba mi się już sam pomysł na historię – osadzenie jej w szkolnych realiach gwarantuje dobrze znane wszystkim czytelnikom, codzienne otoczenie dla dziejącej się akcji (w końcu to w szkole najwcześniej i najłatwiej spotkać się zarówno z innością, jak i z odrzuceniem), a wybranie zwierzątek na bohaterów sprawia, że sytuacja zyskuje uniwersalny wydźwięk. Bardzo spodobał mi się wybór zwierząt-nauczycieli tak, by reprezentowali sobą prowadzony przedmiot – angielskiego uczy terier angielski, a polskiego orzeł.
Sama fabuła okazuje się jednak chaotyczna, ogólnikowa, pozbawiona szczegółów i, co najgorsze, całkowicie przegadana. Zdecydowanie więcej na temat bohaterów dowiadujemy się na podstawie ich słów i myśli, niż czynów.
Wiemy, że panda jest zła i rozżalona, bo powiedział nam o tym narrator, a nie wnioskujemy tego z jej zachowania. Brakuje szczerości emocji, ekspresji mimiki i gestu – przygryzienia ust, walki ze wzbierającymi łzami, piekącego rumieńca, ucisku w klatce piersiowej, chęci zapadnięcia się pod ziemię (choć faktycznie panda ma często ochotę nawiać przez okno), obrażania się, tupnięcia nogą, czy trzaśnięcia drzwiami – zwykłego nastoletniego dramatu. Zwielokrotniony wykrzyknik, czy znak zapytania nie załatwia sprawy. A samo stwierdzenie, że panda była „pełna żalu i pretensji” nie wystarczy, by czytelnik miał szansę poczuć te emocje.
Autorka wkłada w usta swych bohaterek, a szczególnie żyrafki, mądrości będące sednem i przesłaniem całej opowieści. Robi to jednak używając języka kompletnie oderwanego od dziecięcej rzeczywistości. Bo które dziecko mówi o swoich kontaktach towarzyskich używając słów „relacje z innymi”? Dziecko w wieku wczesnoszkolnym może powiedzieć, że ktoś go lubi, albo nie, że czuje się samotne albo popularne. Nie wydaje mi się, żeby ktoś w podstawówce z własnej woli używał tak abstrakcyjnego pojęcia jak „relacje” i to w rozmowie z koleżanką. Podobnie określenie, że przed zajęciami baletu zebra wykonuje „stretching” zamiast zwykłego, prozaicznego „rozciągania”, czy „rozgrzewki” brzmi po prostu dziwnie i trochę śmiesznie. A to tylko dwa z wielu przykładów zgrzytów językowych. Wydaje mi się, że niedopasowanie może znacząco utrudnić młodemu odbiorcy utożsamienie się z opisanymi postaciami. W tym momencie wrażenie pewnej sprzeczności – z jednej strony autorka stara się podać czytelnikowi wszystko jak na tacy nie licząc, że ten się domyśli, a jednocześnie operuje pojęciami trudnymi do zrozumienia. Znalezienie złotego środka między traktowaniem dziecka jako bystrego i domyślnego odbiorcy, a „mówieniem do dzieci po dziecięcemu” okazuje się nie być wcale taką prostą sprawą.
Ponadto samym bohaterkom brakuje charakteru, unikalnych cech, czy wyjątkowych pasji. Podobnie jak w przypadku emocji – czytelnik wie, że panda jest urocza, bo tak mu powiedziano, a nie wnioskuje tego po jej zachowaniu, bo np. chętnie rozdaje pogodne uśmiechy. Przez to trudno wyrobić sobie o dziewczynkach własną opinię i tak naprawdę trudno zapałać do nich sympatią. Myślałam, że czymś wyjątkowym dla pandy będzie jej miłość do baletu, ale okazuje się, ze w tej szkole prawie każdy tańczy (nawet żyrafka jeszcze przed wypadkiem), więc panda nie ma szansy podzielić się miłością do swojej pasji. Podobnie żyrafka – dobra z matematyki proponuje przyjaciółce pomoc w uporaniu się z zadaniami. Jednak pomoc, której udziela, choć bardzo ważna i potrzeba, dotyczy sfery psychicznej i nastawiania do życia, po czym sam problem liczenia zadań zostaje zapomniany. A przecież wystarczyłoby podsumowujące zdanie, że pomogła pandzie zrozumieć temat, a z pomocą przyjaciółki nawet groźna matematyka przestała być tak straszna na jaką wygląda. Przez zostawienie takich szczegółów w niedopowiedzeniu, cała sytuacja traci na prawdziwości, a rozważania emocjonalne całkowicie przyćmiewają zwykłe codzienne problemy – historia staje się jednowymiarowa.
Wydaje mi się, że można by tego uniknąć bardziej dopracowując tło wydarzeń, które moim zdaniem nie zostało potraktowane z należytą uwagą – tak naprawdę zupełnie pominięto prawie wszystkich bohaterów drugoplanowych poza może mamą żyrafki i nauczycielem polskiego. Poza kilkoma śmiechami brak jakiejkolwiek interakcji bohaterek z innymi uczniami – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. W dodatku czytelnik ma wrażenie odcięcia od pewnych wydarzeń – dowiaduje się, że dziewczyny zdecydowały się porozmawiać z niepełnosprawnym żółwiem, nie jest mu jednak dane być tego światkiem. Dowiadujemy się, że w ten sposób udało im się nawiązać nowe nici przyjaźni, nie mamy jednak pojęcia za co mogły polubić nowego kolegę, bo nie dane nam było go poznać. Podobnie nie dowiadujemy się za wiele o przeszłości żyrafki i jej kontaktach z innymi po wypadku. Wiemy, że została odrzucona przez koleżanki, nie jest nam jednak dane „poczuć tego na własnej skórze”.
Między innymi z tego powodu w książce tak naprawdę bardzo mało się dzieje – mimo wagi problemów, z jakimi mierzą się bohaterki, sama akcja jest bardzo statyczna, bazująca na relacji narratora, pełna powtórzeń i pourywanych wątków.
Jednym z najbardziej niedocenionych pomysłów jest motyw tańca. Autorka, której życie prywatne nierozerwalnie związane jest z baletem, przelewa tą pasję na swoją bohaterkę i ten pomysł jest świetny – w końcu najlepiej dzielić się tym, co kochamy. W pewnym momencie panda rozpamiętuje swoją miłość do tańca w krótkim akapicie pełnym specjalistycznych pojęć, których wytłumaczenie znaleźć można na końcu książeczki. I to jest moim zdaniem strasznie niewykorzystany potencjał – otrzymujemy suchą i niezrozumiałą wypowiedź pełną „trudnych słówek” do sprawdzenia. A przecież można by zrezygnować z odległych (bo jednak 20 stron to dla dziecka jest odległość) słowniczkowych definicji i na przykład nakłonić pandę do opowiedzenia przyjaciółce o swojej pasji i wytłumaczenia jej czym są dane pozycje i figury, jak wyglądają i jak ona sama się czuje podczas ich wykonywania. W ten sposób i panda i sam taniec zyskałyby życie.
Mam również małe zastrzeżenie co do ilustracji – same w sobie są urocze i bardzo sympatyczne, podoba mi się również ich forma jako chmurek w tekście – jednak umieszczenie jednego obrazka na dwóch stronach utrudnia jego odbiór, a poprzez ucięcie w zgięciu sam rysunek sporo traci na atrakcyjności.
Podczas lektury (abstrahując zupełnie od potknięć składniowych, czy stylistycznych – miałam bowiem do czynienia z egzemplarzem przed ostateczną korektą) odniosłam wrażenie, że czytam zaledwie szkic do powieści. Pomysł jest świetny, temat trudny, kontrowersyjny i niedoceniony, przesłanie mocne i bardzo ważne, bohaterowie mają szansę rozwoju, a myślenie o książce jako o temacie do rozmów i pogłębionej analizy wraz z opiekunem jest godne naśladowania. Sama historia wymaga jednak jeszcze sporo pracy – rozwinięcia pobocznych wątków, pogłębienia emocji i charakteru głównych bohaterek, dopieszczenia tła.
Ta historia ma wielki potencjał i może (a nawet powinna!) być po prostu świetna.
Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa NOVAE RES.
Recenzja wyjątkowo nie zachęca do komentowania :P
OdpowiedzUsuńDlaczego? Serdecznie zapraszam do dyskusji!
UsuńTemat trudny, szkoda, że do końca nie wykorzystany, chociaż mam ochotę przeczytać ją Moim Synkom :)
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, że potencjał, który niesie ze sobą przedstawiona historia nie został wykorzystany. Takie książki są bardzo potrzebne, ale nie może być tak, że mądrość i przesłanie zakrywa ciekawą i dostosowaną do wieku dziecka historię. Dzieciom nic nie da czytanie sloganów, choćby najmądrzejszych jeżeli nie będą one podane w formie, która ich zainteresuje i która nie będzie oderwana od ich rzeczywistości. Szkoda.
OdpowiedzUsuńBardzo trudny temat,opisywany w książce, ale powinno to każde dziecko w szkole przeczytać! Mądra i pouczająca książka
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to, że takie tematy są poruszane w książkach dla dzieci :)
OdpowiedzUsuńDla mnie wygląda przyjemnie... ;)
OdpowiedzUsuńtemat dobry, szkoda że wykonanie średnie, mimo to może sprowokować rozmowę z dzieckiem na temat niepełnosprawności bo wydaje mi się że jest to temat który rzadko pojawia się w bajkach, a który dzieci tak na prawdę przyjmują naturalnie jeśli tylko delikatnie pomoże się im z nim oswoić
OdpowiedzUsuńMysle ze dzieci zaciekawi obrazkami frajdę sprawi Cos nauczy cos podpowie zawsze jakaś dobro bedzie A ze czasem trwa jest trudna trzeba tłumaczyć dziecku jak sie uda zeby wszystko zrozumiało i efektów duzo pozytywnych dało
OdpowiedzUsuńMysle ze ksiazka warta przeczytania chetnie przeczytalabym coreczce. Porusza fajny temat. Trudny dla dzieci
OdpowiedzUsuńKsiążeczka wydaje się urocza. U dzieci powinny być poruszane właśnie takie tematy.
OdpowiedzUsuńPiękna, kolorowa i z przesłaniem. Super:)
OdpowiedzUsuń