Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jim Field. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jim Field. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 lipca 2019

Kes&Claire Gray, Jim Field - "Hej, psie!", "Hej, kocie!"


Autor: Kes&Claire Gray
Ilustracje: Jim Field
Tytuł: Hej, psie!; Hej, kocie!
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 12 
Wiek: 3-5 lat
Ocena: 7/10

Opis:

Seria książeczek, które sprawią, że dzieci będą pękać ze śmiechu. Rymowane prześmieszne opowiastki o zwierzętach, które odkrywają, że każde z nich ma specjalne miejsce do siedzenia. Wspaniałym uzupełnieniem zabawnych tekstów są ilustracje światowej sławy ilustratora Jima Fielda. Wystarczy tylko… usiąść i czytać!


Recenzja:

Do sięgnięcia po te niewielkie, kartonowe książeczki skłoniły nas charakterystyczne, wielkookie i nieco kanciaste ilustracje Jima Fielda, które znamy z takich hitów, jak „Koala, który się trzymał”, „Mysz, która chciała być lwem”, czy „Ile mamy nóg?”. Szczególnie ta ostatnia pozycja jest doskonałym przykładem udanej współpracy duetu Gray&Field. Czy ta seria kartonówek dla najmłodszych powtórzy sukces niebanalnej książki zachęcającej do wyższej matematyki?

Na pewno mamy tu to do czynienia z tym samym poczuciem humoru, ale widać wyraźnie, że w „Ile mamy nóg?” autorzy dopiero rozwijali skrzydła, by w hej-serii naprawdę zaszaleć. Bo te książeczki są tak absurdalne, że z każdą kolejną stroną coraz mniej mogłam uwierzyć w to, co czytam.

Takie zwyczaje w tych książkach panują, że na żabach psy przesiadują. Ale żaba zaczyna mieć tego dość, więc w książeczce „Hej, psie!” obala  panujący porządek i wprowadza własne zasady. I nie żałuje przy tym wyobraźni, bo po jej przewrocie psiaki siadają na pniaki, koty na komarach, gepardy na stosach meksykańskiego jedzenia, antylopy gnu w kanu, a wieloryby na gwoździach z białej czekolady… i tak dalej i tak dalej. Jednym trafiają się lepsze miejscówki, innym gorsze. A jak to zwykle bywa – najwygodniej jest pomysłodawcy, bo miejsce dla ropuchy znajduje się na leżaczku. 






Jak wiadomo nie można dogodzić każdemu i zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony. Druga część serii, „Hej, kocie!” kręci się wokół poszukiwań nowego miejsca do siedzenia dla kota, któremu, z oczywistych względów, na komarach średnio wygodnie. Ale gdy już bohaterowie znajdą dla niego wygodny kąt, okazuje się, że to miejsce do siedzenia wiąże się z dyskomfortem kogoś innego…





Zręczna zabawa tekstem i prawdziwe wyzwanie dla tłumacza. Dopasować się treścią do tak zakręconych ilustracji nie tracąc przy tym sensu musiało wymagać niebanalnej gimnastyki i momentami wyszło lepiej, momentami gorzej (nie wiem dlaczego na przykład bezskorupkowe ślimaki zostały w polskiej wersji przechrzczone na robale – tak, moja córka – wielka fanka ślimaków to zauważyła!). Ale i tak wielki szacun. Bo może wyszło nieco melodyjne słowotwórstwo, ale o to tu tak naprawdę chodzi, a w przypadku tych tytułów efekt „masła-maślanego” jest jak najbardziej zamierzony.

Seria składa się z trzech części – brakuje nam „Hej, żabo!” i zastanawiam się trochę, czy jest to pierwszy tom, dzięki któremu można dowiedzieć się skąd w tym świecie tak oryginalne zasady, czy ostatnia, w której zwierzaki detronizują żabę z jej wygodnego leżaka. I chyba będę musiała się na nią skusić, bo chociaż ta koncepcja nie jest szczególnie mądra, to jednak całkiem bawi mojego małego książkowego mola, a ponadto rozwija słownictwo – nazw zwierząt jest tu naprawdę mnóstwo! – i stanowi niezłą gimnastykę dla języka. A o żabie będziecie mogli przeczytać w innej recenzji.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wilga.

PS. Uwielbiam zdegustowaną mimikę kota i bezpiecznie zaokrąglone strony <3

środa, 6 czerwca 2018

Rachel Bright, Jim Field - "Wiewiórki, które nie chciały się dzielić"


Autor: Rachel Bright
Tytuł: Wiewiórki, które nie chciały się dzielić
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Rok wydania: 2018
Seria: PICTUREBOOK
Liczba stron: 32
Ocena: 10/10
Wiek: 4-5 lat

Opis:

Ostatnią rzeczą, o której myśli beztroska wiewiórka o imieniu Cyryl, są zapasy na zimę. Jest przecież tyle ciekawszych rzeczy do zrobienia! Jednak kiedy głód zagląda mu w oczy i okazuje się, że przegapił porę zbiorów, Cyryl wie, że ma ostatnią szansę, by znaleźć coś do jedzenia. Nagle na drzewie zauważa ostatnią w tym sezonie szyszkę! Ale nie tylko on czai się na smakołyk… Czy Cyryl go zdobędzie, zanim dopadnie ją najbardziej skrzętna wiewiórka w lesie?
Przezabawna historia o tym, że prawdziwe szczęście można odnaleźć, tylko dzieląc je z innymi.



Recenzja:

Tym razem niezastąpiony duet Bright&Field zabiera nas w nieco mniej egzotyczne rejony, bo do jesiennego lasu, gdzie wszystkie stworzenia pracowicie gromadzą zapasy na zimę. Wszystkie poza jedną niereformowalną wiewiórką – Beztroskim Cyrylem – który zdecydowanie woli imprezować, niż urabiać się po łokcie zbierając smakołyki, a prokrastynacja to jego drugie imię. Kiedy robi się głodny, jest już za późno – wszystkie pyszności zostały już zebrane i zachomikowane skrzętnie przez innych mieszkańców lasu. Wszystkie, poza jedną jedyną szyszką. Niestety, owa smakowitość nie tylko Cyrylowi wpadła w oko, Skrzętny Błażej chciałby zrobić z niej ozdobę swojej spiżarnianej kolekcji. W ten sposób rozpoczyna się niebezpieczny, pełen przepychanek wyścig za uciekającą szyszką, która obu wiewiórkom stale wymyka się z rąk. Jak to zwykle bywa, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, a niektóre niebezpieczne sytuacje po prostu muszą skończyć się przyjaźnią. I pełną radości biesiadą.








Fantastyczna pozycja dla rodzeństwa i dzieci w wieku „to moje!”. Będzie świetnym wyjściem do rozmowy o dzieleniu się, odkładaniu obowiązków na wieczne „później”, dbaniu o innych i systematyczności. Bardzo fajnie sprawdzi się również podczas wycieczki do lasu – to świetna inspiracja do podglądania leśnych zwierząt i poznawania ich zwyczajów. To, co dla dorosłego jest zwykłą szyszką, dla dziecka stanowi cenne trofeum, a dla wiewiórki smakowity obiad. Tak łatwo o tym zapomnieć!

Jak zawsze genialne ilustracje dominują nad tekstem i przyciągają uwagę dziecka każdym szczegółem, a pełen treści, rymowany wierszyk czyta się płynnie i niesamowicie wpada w ucho. Moja dwulatka zna całą książeczkę praktycznie na pamięć i już „czyta” tą książkę samodzielnie.
Pełna humoru, zapadająca w pamięć historia trzymająca w napięciu niemalże do ostatniej strony i niosąca dydaktyczno-moralizatorskie przesłanie. 


Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa ZielonaSowa.