środa, 28 lutego 2018

Roger Hargreaves - "Pan Bałagan", "Mała Pomocnica"



Autor: Roger Hargreaves
Tytuł: Pan Bałagan; Mała Pomocnica
Seria: Mr. Men; Mała Miss
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 32
Ocena: 6/10
Wiek: 2+

Opis:

„Pan Bałagan był największym bałaganiarzem, o jakim kiedykolwiek słyszeliście. Był bałaganiarzem, ponieważ robił bałagan we wszystkim, czego się tknął. (…) O tak, pan Bałagan był bałaganiarzem z nazwiska i urodzenia!”

Pan Bałagan mieszkał w zabałaganionym domu z jeszcze bardziej zabałaganionym ogrodem. Ze ścian domu obłaziła farba, w oknach brakowało szyb, trawa w ogrodzie nie była nigdy koszona, a rabatki z kwiatami dawno zarosły chwastami. Pan Bałagan uwielbiał to miejsce i doskonale się w nim czuł, mimo że często potykał się o porozrzucane wokół rzeczy. Sam też niezbyt często się mył, a jego włosy chyba nigdy nie widziały grzebienia. Pewnego dnia Pan Bałagan wybrał się na spacer do pobliskiego lasu. Co się tam wydarzyło? Przekonajcie się sami.

„Mała Pomocnica należała do tych osóbek, które uwielbiały wszystkim pomagać,
ale nigdy im z tego nic nie wychodziło. Wiecie, jak to jest, prawda?”

Ulubionym zajęciem Małej Pomocnicy jest pomaganie. Nieważne, czy ktoś sobie tego życzy czy nie, Mała Pomocnica spieszy z pomocą. Jej przyjaciele raczej nie są tym zachwyceni i od razu odmawiają, bo zazwyczaj nic dobrego z tego pomagania nie wynika, ale Małej Pomocnicy odmowa nigdy nie zniechęca. Mimo najlepszych chęci, pomoc jej nigdy nie wychodzi, bo jest dość niezdarną osóbką. Ale kto by się tym przejmował!
Pewnego dnia Pan Radosny zachorował na różyczkę. Lekarz polecił mu leżeć w łóżku, brać lekarstwo i się wygrzewać. Mimo, że Pan Radosny nie potrzebował żadnej pomocy, Mała Pomocnica zjawiła się u niego błyskawicznie. I postanowiła, mimo protestów, pomóc Panu Radosnemu i posprzątać jego dom. Pamiętajcie, że z Małą Pomocnicą nawet małe sprzątanie potrafi zamienić się w niezwykłą przygodę. Jesteście ciekawi?

Postaci Mr. Mena i Małej Miss narodziły się pewnego dnia w 1971 roku, przy śniadaniu, za sprawą ośmioletniego wówczas syna autora, który zapytał go o to, jak wyglądają łaskotki. Kreatywny tata postanowił je…narysować i tak powstała pierwsza postać serii, a po niej kolejne. Od tamtej pory, mimo upływu lat, Mr. Men i Mała Miss zdobywają serca kolejnych pokoleń dzieciaków na całym świecie. Do dziś sprzedano ponad 100 milionów egzemplarzy książek, na ich podstawie powstały seriale, wydano płytę z piosenkami Mr. Mena, a półki sklepowe uginają się od gadżetów związanych z serią.

W tym roku wreszcie polscy najmłodsi miłośnicy książek będą mogli poznać i pokochać tych bohaterów. Proste, przejrzyste i kolorowe ilustracje oraz pełne humoru opowieści z morałem z pewnością spodobają się i dwulatkom, i dzieciom w wieku przedszkolnym. Każda z książek to osobna historia, której bohaterem jest emocja czy element osobowości. Zapraszamy do odkrywania ich z Mr. Menem i Małą Miss.

Recenzja:

Dwa cykle książeczek o przygodach sympatycznych animizacji to nowość od Wydawnictwa Egmont. Jeden z nich zrzesza bohaterów męskich, drugi żeńskich i choć z założenia seria Mała Miss powstała z myślą o dziewczynkach, a Mr. Men o chłopcach, to moja Majka zupełnie nie przejęła się takimi konwenansami. Bo czy dziewczynka nie może być marudą, a chłopcy nie bywają kapryśni? Najważniejsze, że każda z miniaturowych książeczek poświęcona została opisaniu pewnej cechy charakteru – pozytywnej lub niekoniecznie.


Pan Bałagan jest mistrzem nieporządku – ma harmider w swoim domku, w swoim ogródku i w swoim życiu. Pewnego dnia podczas spaceru odkrywa po drugiej stronie lasu pięknie wysprzątaną posesję. W ten sposób poznaje panów Czystego i Schludnego, który biorą go w obroty. Zabawna i bez wątpienia edukacyjna historia, ukazująca szkodliwość nadmiernego bałaganu (nasz bohater stale potyka się o swoje rzeczy) i przyjemność, jaką daje przebywanie w czystej i uporządkowanej przestrzeni. Nie bardzo podoba mi się za to, że Pan Bałagan nie sprząta samodzielnie, ani nawet nie pomaga – jego goście robią wszystko za niego. A to już zdecydowanie mniej pouczające…




Mała Pomocnica jest za to uosobieniem powiedzenia, że „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”. Za wszelką cenę stara się pomóc wszystkim wokoło, ale jej starania nigdy nie przynoszą nic dobrego. Wrodzona niezdarność i roztrzepanie sprawiają, że z Małej Pomocnicy jest wręcz więcej szkody, niż pożytku. A że nadrabia swoje braki nachalnością i entuzjazmem, naprawdę trudno się od niej opędzić… W tym przypadku nie do końca mi się spodobało, że bohaterka nie widzi swoich błędów i nie wyciąga z nich wniosków, przez co historia tak naprawdę nie ma morału. Chyba, że główną myślą byłaby przestroga przed przyjmowaniem pomocy, a tu chyba nie do końca o to chodzi… Do samej pomocy też niestety nie zachęca, spodziewałam się czegoś innego po tej pozycji.




Choć  wszystkie cechy zostały do pewnego stopnia zantropomorfizowane – zostały wyposażone w rączki, nóżki i całą gamę grymasów – wizualnie nie mają za wiele wspólnego z ludźmi. Wręcz przeciwnie, prezentują sobą całą gamę wielokolorowych cudaczków – kanciastych, obłych lub zwichrowanych. Nieskomplikowane ilustracje w soczystych kolorach wypełniają zawsze prawą stronę otwartej książeczki idealnie dopełniając tekst ze strony lewej.

Wielkim atutem książeczek jest ich rozmiar – są cieniutkie, malutkie i bardzo lekkie – zmieszczą się nawet w najmniejszej maminej torebce. I to kilka naraz! Dzięki temu okażą się prawdziwym ratunkiem w kolejce do lekarza, na placu zabaw, czy w autobusie. Kolejnym dużym plusem jest mała cena - ok 5 zł, choć widziałam nawet za 3! Jest to zatem świetny pomysł na symboliczny prezencik „bez okazji”. Ponadto obie serie są bardzo rozbudowane – Małą Miss to ponad 30 części, a Mr. Men prawie 50 – mogą zatem stać się zaczątkiem pierwszych kolekcji maluszka – zawsze to zdrowsze hobby niż żetony z chipsów, czy naklejki z gum do żucia ;)

To prawda, obie serie mogą kojarzyć się z niekoniecznie edukacyjnym „przyklejaniem etykietek”, ale moim zdaniem nie zostało to przedstawione w szkodliwy sposób. Chciało raczej o przedstawienie danej cechy lub emocji, dokładnego opisania jej kontekstu i jak najprostszego wytłumaczenia dziecku co tak właściwie się z nim dzieje. Choć przyznam, że „naprawianie na siłę”, np. Pana Bałagana, to niekoniecznie trafiony pomysł. W końcu nie ma nic złego w małym rozgardiaszu od czasu do czasu :)
Pomysły są super, podobnie jak sama wizualizacja abstrakcyjnych pojęć, za to nieszczególnie pasują mi „walory edukacyjne” książeczek, które miałam przyjemność przetestować.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Egmont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz