Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 18 października 2020

George Orwell, Fido Nesti - "Rok 1984" (powieść graficzna)

Autor: George Orwell 
Ilustracje i adaptacja: Fido Nesti 
Tytuł: Rok 1984 (powieść graficzna) 
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 30 września 2020 
Liczba stron: 216 
Ocena: 9/10 

Opis: 

Graficzna adaptacja jednej z najważniejszych powieści XX w., która przyniosła Orwellowi literacką nieśmiertelność.

Londyn w powieści jest ponurym miastem w totalitarnym stanie Oceanii, gdzie Wielki Brat zawsze patrzy, a Policja Myśli praktycznie potrafi czytać w myślach. Winston Smith znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie z tego prostego powodu, że jego pamięć wciąż funkcjonuje. Wciągnięty w zakazany romans, znajduje odwagę, by dołączyć do tajnej organizacji rewolucyjnej zwanej Bractwem, której celem jest zniszczenie Partii. Wraz ze swoją ukochaną Julią ryzykuje życiem w śmiertelnym pojedynku z obecnymi mocami. Dzięki sugestywnej, wciągającej adaptacji Fido Nestiego, wizja dystopijnego arcydzieła George′a Orwella zyskała nowy wygląd i dodatkową siłę przekazu. Trafi zarówno do młodych czytelników, jak i dorosłych, którzy jeszcze nie odkryli tej kultowej historii, nadal wstrząsająco aktualnej. 

Recenzja: 

Rok 1984 to tytuł, którego raczej nikomu nie trzeba przedstawiać – podobnie jak autora tejże książki, George’a Orwella. To zdecydowanie jedna z najważniejszych powieści XX wieku, która stale zaskakuje swoją aktualnością. Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Jaguar zdecydowało się wydać i tę powieść autora w graficznej odsłonie, ponieważ dzięki temu ma szansę trafić z powodzeniem i do młodszego odbiorcy. 

Gdy tylko otrzymałam do rąk komiksowe wydanie Roku 1984, od razu wpadła mi w oko mroczna szata graficzna, która doskonale oddaje treść historii. Przyznam Wam szczerze, że z początku obawiałam się odrobinę takiego wydania tego dzieła, bowiem książkę uwielbiam i ciężko było mi wyobrazić sobie jej obrazkową odsłonę. A jednak się udało – Fido Nesti, odpowiedzialny za ilustrację i adaptację, stanął na wysokości zadania i sprostał temu dziełu, choć – w kilku fragmentach – czułam delikatny niedosyt. Nie uważam tego za błąd, ale – jako miłośniczka Orwella – czuję się zobowiązana ukraść za to jedną gwiazdkę. Jedną, bo… więcej się nie da. 

Trzeba było żyć – i żyło się, z przyzwyczajenia – zakładając, że każde słowo może zostać podsłuchane. Zaś każdy ruch, z wyjątkiem tego w ciemności, podpatrzony. 


Komiks został przemyślany w każdym detalu i znakomicie oddaje wszelkie aspekty powieści, często zamiast słów używając potęgi obrazu. Historia opowiedziana jest nie tylko w kadrach, ale znalazło się tutaj miejsce i na fragment powieści, co bardzo dobrze wpływa na odbiór całości, zrozumienie treści. Niektóre odwzorowane rysunkowo sceny zdawały mi się nawet bardziej przerażające – bardziej creepy – niż te zapamiętanie z właściwego dzieła Orwella. Muszę przyznać, że Fido Nesti potrafi zadziałać na wyobraźnię czytelnika, budząc w nim mnóstwo niepokoju, niedowierzania, a nawet… strachu. Aż ciężko mi uwierzyć, że można było zrobić to tak dobrze! 

Wojna to pokój. 
Wolność to niewola. 
Ignorancja to siła. 

Powieść graficzna Rok 1984 to pozycja wstrząsająca, znakomicie odświeżająca ponadczasowe dzieło George’a Orwella. Historia budzi w czytelniku multum emocji, a niepokojące i mocne obrazy pogłębiają wrażenia z lektury. Myślę, że taka odsłona tego klasyka pozytywnie wpłynie na odbiór przez młodszych czytelników, a nawet – być może – zachęci do lektury dorosłych, nie mających dotychczas przyjemności z tytułem. Jestem absolutnie zachwycona tym wydaniem, a więc… POLECAM Z CAŁEGO SERCA! 

piątek, 20 kwietnia 2018

Ewa Nowak - "Kto uratował jedno życie... Historia Ireny Sendlerowej"


Autor: Ewa Nowak
Ilustracje: Anna Kurdziel
Tytuł: Kto uratował jedno życie... Historia Ireny Sendlerowej
Wydawnictwo: EGMONT
Seria: CZYTAM SOBIE
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 64
Ocena: 8/10

Opis: 

Irena Sendlerowa to wielka bohaterka. Dzięki jej odwadze tysiące dzieci i dorosłych uniknęło śmierci w czasie drugiej wojny światowej. Kiedy Niemcy zbudowali w Warszawie getto dla osób pochodzenia żydowskiego, Irena Sendlerowa zaangażowała się w pomoc jego mieszkańcom. Podczas powstania warszawskiego również narażała swoje życie jako sanitariuszka, a po wojnie pracowała w opiece społecznej i uczyła w szkołach medycznych. Za swoje zasługi otrzymała wiele orderów, odznaczeń i nagród. Poczytajcie o tej wspaniałej kobiecie. 
„Czytam sobie. Kto uratował jedno życie... Historia Ireny Sendlerowej” to trzeci poziom nauki czytania w ramach serii Czytam sobie. Dzięki tej książce twoje dziecko będzie mogło utrwalić sobie umiejętności zdobyte na drugim poziomie i przejść do czytania dłuższych książek. Tekst zawiera wszystkie głoski, a zdania są bardziej rozbudowane i złożone. W książce jest około 2500-2800 wyrazów, co sprawia, że jest ona dla dziecka prawdziwą, wymagającą lekturą. Czarno – białe ilustracje potęgują to wrażenie. Na końcu znajduje się słownik trudniejszych wyrazów użytych w książce.  
Historię Ireny Sendlerowej opisała Ewa Nowak – autorka kilkudziesięciu książek dla dzieci i młodzieży, laureatka prestiżowych nagród i wyróżnień literackich. Piękne ilustracje to zasługa Anny Kurdziel. 

„Czytam sobie” to program wspierający naukę samodzielnego czytania wśród dzieci w wieku 5-7 lat. Poszczególne książki są podzielone na poziomy zaawansowania - poziom pierwszy: „Składam słowa”, poziom drugi: „Składam zdania” oraz poziom trzeci: „Połykam strony”. W prace nad serią zaangażowani są czołowi polscy autorzy i ilustratorzy, a także pedagodzy i eksperci, którzy dbają o to, by każdy z tomów był zgodny z zaleceniami metodologów. Do tej pory sprzedano ponad milion egzemplarzy książek z serii „Czytam sobie”, co świadczy o tym, że to skuteczny i lubiany przez dzieci sposób na rozpoczęcie przygody z samodzielnym czytaniem. Serii „Czytam sobie” towarzyszy akcja społeczna „Czytam sobie. Mogę być, kim chcę!”, której celem jest pokazanie, jak nauka czytania od najmłodszych lat wpływa na rozwijanie w sobie pasji, a w konsekwencji świadomy wybór przyszłej drogi zawodowej. W promocję akcji zaangażowało się wielu aktorów, sportowców i ludzi mediów.

Recenzja:


Istnieją w polskiej historii takie postaci, o których można pisać bez końca, a to i tak wciąż będzie za mało. Nie sposób bowiem słowami opisać ich bohaterstwa, odwagi i zasług. Taką postacią jest z pewnością Irena Sendlerowa, która dzięki Wydawnictwu EGMONT trafiła na karty publikacji skierowanej do dzieci.

Kim była Irena Sendlerowa? Pewnie każdy z nas mniej lub bardziej kojarzy to nazwisko. W końcu należy ono do naszej bohaterki narodowej, która w czasie wojny uratowała wiele ludzkich istnień - najpierw dostarczając do getta lekarstwa i inne rzeczy niezbędne do przeżycia w skrajnie trudnych warunkach, później wyprowadzając poza jego mury żydowskie dzieci i znajdując im bezpieczne miejsca, gdzie mogły przeczekać najgorsze i liczyć, że po wojnie znów ujrzą własne rodziny. Sendlerowa została uhonorowana między innymi Orderem Orła Białego oraz Medalem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, co jest dowodem na to, że jej zasługi doceniają nie tylko Polacy, ale także naród żydowski. Tego wszystkiego, a także wielu innych rzeczy dowiedzą się młodzi Czytelnicy w trakcie tej lektury.

Książka nie jest obszerna gabarytowo, ale ma to swój cel - w końcu to dzieci mają ją przeczytać samodzielnie. Pomaga w tym duża, dobrze dobrana czcionka. W tekście znalazły się różne trudne słowa, które mogłyby być niezrozumiałe dla dziecka, dlatego też autorka zaopatrzyła publikację w słowniczek, który rozwieje wątpliwości i pozwoli lepiej zrozumieć sens tej niełatwej przecież lektury. Nie brakuje tu także ilustracji i jak można przeczytać na końcu książki, brak żywych kolorów ma dać Czytelnikowi poczucie obcowania z literaturą dla dorosłych, przynajmniej pod względem tematyki. Ma to sens, ja jednak obstaję przy swojej teorii, że książki dla dzieci mają mieć kolory, bez względu na tematykę. Sądzę, że wtedy po publikację sięgnęłoby więcej młodych osób.




To książka bardzo wartościowa pod względem merytorycznym, choć dla mnie osobiście za mało tu odniesienia do emocji w porównaniu do konkretów. A przecież tak tragiczny czas jak wojna wywołuje w młodych umysłach całą lawinę różnych, czasem sprzecznych uczuć. Dobrze byłoby im pomóc sobie z tym poradzić. Z drugiej strony - to też rola rodziców, aby pomogli to wszystko poukładać w dziecięcych wyobrażeniach.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa EGMONT.

sobota, 19 sierpnia 2017

Edward Kącki - "Wielka wojna z piratami"


Autor: Edward Kącki
Tytuł: Wielka wojna z piratami
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 64
Ocena: 3/10
Wiek: 4-7 lat

Opis:

Spryt, mądrość i odwaga pomogą pokonać nawet groźnych piratów!

Spokój w państwie Namara, rządzonym przez mądrego i dobrego króla Jerzego, zostaje zakłócony! Oto żądni bogactw piraci wysyłają szpiegów, a ci dowiadują się, że królewscy synowie, Arturek i Wiktorek, oraz ich kuzynki, księżniczki Ania i Basia, mają niebawem płynąć w odwiedziny do dobrej wróżki Doroty. Piraci napadają na królewski żaglowiec i mimo dzielnej obrony, księżniczka Ania zostaje porwana dla okupu. Wiktorek ucieka zbirom i zostaje królem wyspy, a Arturek wraca do domu i organizuje wyprawę – z pomocą brata zamierza uwolnić Anię z rąk porywaczy. Dzielni i zaradni chłopcy oraz ich nieustraszony ojciec król Jerzy postanawiają raz na zawsze rozprawić się z piratami grasującymi na całym Oceanie Błękitnym! Pomagają im w tym przyjaciele: sprytna małpka Nana, tygrysek Bambo i delfin Doro.


Recenzja:

Ta pozycja zaciekawiła mnie ze względu na poruszoną tematykę – cała nasza rodzinka uwielbia motywy marynistyczne (jak na Gdańszczan przystało ;)), a piraci to już w ogóle super sprawa – i przesympatyczną okładkę. Nie spodziewałam się może arcydzieła literatury dziecięcej, ale wartkiej akcji, ciekawej przygody i sympatycznych młodziutkich bohaterów.

A tu klops. Przede wszystkim dlatego, że książka jest bardzo dziwnie napisana. Cały czas miałam wrażenie, że czytam jakiś rodzaj streszczenia, albo kronikę wypunktowującą najważniejsze wydarzenia danej uroczystości, czy odbytej przez dzieci podróży. Praktycznie nie ma dialogów, przez wszystkie wydarzenia, przemyślenia, czy nawet rozmowy przeprowadza nas narrator. 

Kolejnym minusem, który nie pozwolił mi wczuć się w opisywaną przygodę, był skrajny brak realizmu. Ja wiem, że to bajka i to bajka dla młodziutkiego czytelnika, ale błagam, żadne dziecko nie uwierzy w istnienie małej księżniczki, która rezygnuje z wyprawy na czarodziejską Wyspę Skarbów na rzecz odrabiania zadań domowych z fizyki i matematyki! Podobnie łatwo powątpiewać w fakt, iż ośmioletni Wiktorek bez trudu wyrywa się z rąk dwóch dorosłych oprawców (w dodatku piratów posiadających spore doświadczenie w swym fachu), gdyż ukończył z wyróżnieniem kurs samoobrony. A król, który bez najmniejszego problemu i z wielką chęcią oddaje swą koronę nowo przybyłemu na wyspę rozbitkowi, to taką słyszał przepowiednię? Przecież nie dość, że to dość niespotykane u monarchów zachowanie, to w dodatku kompletnie nieodpowiedzialne! Oczywiście Wiktorek czuje się na nowym stanowisku niczym ryba w wodzie – w kilka dni (sic!) wybudował szkoły, fortyfikacje i flotę niepokonanych okrętów. Błyskawicznie poprawił stan gospodarki i poczucie bezpieczeństwa mieszkańców tworząc mocarstwo zdolne oprzeć się piratom. A wszystko to dzięki dobrym ocenom w szkole…

Ja rozumiem, że to bajka dla dzieci, a bajki nie muszą mieć zbyt wiele wspólnego z realnym światem. Ale po co od małego wciskać dzieciom takie kity? Chociażby, że kiedy dobrze się uczysz, to wszystko w życiu przyjdzie ci błyskawicznie i bez wysiłku. I nie chciałabym być źle zrozumiana - fajnie, że autor bierze na siebie obowiązek zachęcenia dzieciaków do nauki – to świetna inicjatywa i w pełni ją popieram! Ale co z tymi dziećmi, które uczą się gorzej? Bo nie mają zdolności, albo łapią lenia raz na jakiś czas? ;) Bo problem z tą książeczką jest taki, że wszyscy są tu prymusami – bez wyjątku uwielbiają fizykę, matematykę i chemię (ośmiolatek i chemia?), zdobywają najwyższe oceny, nagrody i wyróżnienia. A jeśli ktoś się uczy źle, to jest to wyłącznie zła czarownica. Moim skromnym zdaniem to jednak troszeczkę piętnujące. 

Jest jeszcze jedna sprawa, która zgrzyta mi w świecie przedstawionym – jego pomieszanie z poplątaniem. Na jednej płaszczyźnie współistnieją tu ścisłe umysły, mówiące zwierzęta, magia i wróżki wykorzystujące miotły jako środki lokomocji, czarodziejskie różdżki i pierścień spełniający życzenia niczym koralik Karolci i anioły zwiastujący przybycie pomocnej gołębicy.
No właśnie, skąd ten anioł? Ano stąd, że kiedy po ataku piratów chłopcy podbijają świat zostając królami, walcząc z piratami i organizując skomplikowane akcje poszukiwawcze, porwana i zamknięta w wieży Ania kładzie się plackiem i modli żarliwie. Oczywiście ze wspomnianym wyżej skutkiem. Powiem szczerze, że jako (już nieco podrośnięta) dziewczynka wolałabym jednak planować ucieczkę i również uczestniczyć w bitwach z piratami, niż zanudzając się na śmierć biernie oczekiwać na ratunek. A za moich czasów nie było jeszcze w modzie określenie „gender”!

Tym, co zszokowało mnie najbardziej, była kompletna bierność dorosłych. Rodzice nie interesują się losem dzieci – wysyłają je w niebezpieczną podróż zawierzając artefaktowi o niesprawdzonej mocy, a po ataku na ich statek nie wyruszają na poszukiwania i nie ścigają winnych. Moi rodzice poruszyliby niebo i ziemię, by tylko mnie odnaleźć i ja to samo zrobiłabym dla swojej córki. Tym bardziej postawa króla i królowej wprawia mnie w zdumienie. Podobnie jak absurdalność podejmowanych przez nich decyzji. Pięciolatek ma ambicje by zostać dowódcą misji poszukiwawczej? Spoko, tata chętnie zostanie w domu. Król Jerzy ruszył się ze swojego pałacu dopiero pod sam koniec książki, wy wspomóc syna w wojnie z piratami. Swoją drogą kiedy ośmioletni syn postanowił „iść na swoje” i rządzić samodzielnie innym państwem, tata nie miał nic przeciwko.

Podobnie dorośli piraci są raczej nieszczególnie bystrzy, naiwni i nieporadni. Małą Anię obudziły hałasy, a spała na drugim piętrze wieży. Za to śpiącego w szałasie strażnika nie obudziło pętanie kończyn linami (swoją drogą w wykonaniu pięciolatka – to musiały być mocne więzy), przenoszenie ani nawet wrzucenie pod pokład. 

Mocno zastanawia mnie również postać dziwnej dobrej wróżki – samochwały, będącej zarzewiem całej przygody. Zaprasza ona dzieci na swoją czarodziejską, ociekającą bogactwem wyspę, by przy wspólnym posiłku poprzechwalać się nieco swoimi osiągnięciami w „byciu dobrą”.
„Już od dziecka bardzo lubiłam matematykę. Mówiono, że byłam zawsze pełna fantazji, a ja miałam po prostu bardzo rozwiniętą wyobraźnię, która pozwalała mi przewidzieć różne, niekiedy zaskakujące, sytuacje.”
Czy fantazja i wyobraźnia to przypadkiem nie są synonimy? I co ma do tego sympatia do matematyki? W każdym razie te przymioty pozwoliły wróżce Dorocie dokładnie przewidzieć szczegóły napadu piratów na jej rodziców. I nic z tym nie zrobiła. Co więcej, znacznie bardziej emocjonalnie podchodzi do zdobytych wyróżnień w „czynieniu dobra”, niż do faktu, iż rodziców nigdy więcej nie widziała. Jest posiadaczką zaczarowanej wyspy pełnej drogocenności, na której 
„…występuje ciekawe zjawisko. Otóż bez względu na to, ile skarbów zostanie wywiezionych z wyspy, to i tak tyle samo na niej zostanie, ile było przedtem.” 
Dlaczego zatem słynąca z dobroci czarodziejka nie podzieli się z innymi? Chociażby z piratami. Może dzięki temu nie musieliby dłużej trudnić się rozbojem? I może czepiam się szczegółów, ale to przecież dzieci są mistrzami w zadawaniu takich pytań. I wymyślaniu genialnych w swej prostocie rozwiązań.
Swoją drogą dobroć to w książce Kąckiego rzecz bardzo względna. Wróżka Dorota zdobywa nagrody, medale i wyróżnienia za swą dobroć, nie waha się jednak przed popełnieniem zabójstwa. Sprawiedliwy król karze złoczyńców niewolniczą pracą w kopalniach, a mały Wiktorek bez wyrzutów sumienia zleca podpalenia wrogich statków. A wszystko to w imię „oczyszczenia” wód oceanu Błękitnego z piratów. W moim odczuciu, to jednak podwójna moralność.
Bohaterowie są mdli i bez charakteru. Ideały – sprawni fizycznie, mądrzy, zdobywający same piątki, praktycznie nie popełniający błędów, samodzielni, podejmujący autonomiczne decyzje - dorośli w ciałach dzieci. Nie jest łatwo identyfikować się z kimś takim. Szczególnie, że tak naprawdę nie dają się poznać. Wiktorek miał chyba w założeniu być kimś w stylu Króla Maciusia I, ale zdecydowanie brak mu charyzmy pierwowzoru.
Podobały mi się całkiem pomysłowe próby wytłumaczenia powstania niektórych nowoczesnych wynalazków, które pojawiły się również w wykreowanym przez autora świecie – jak książka kucharska, czy okulary przeciwsłoneczne. Bardzo przypadłe mi do gustu również krótkie rozdziały, dzięki którym książka nadaje się również dla młodszych dzieci nie radzących sobie jeszcze z większymi partiami tekstu na raz - na przykład do czytania „na raty” przed snem.
Rozczarowuje za to brak ilustracji. Po przesympatycznym i zachęcającym opracowaniu graficznym okładki (zarówno z przodu, jak i z tyłu), spodziewałam się ciągu dalszego wewnątrz. I spotkało mnie spore rozczarowanie. Faktycznie, książka jest bardzo ładnie wydana - na grubym, porządnym papierze, z tytułami rozdziałów wyszczególnionymi ozdobną czcionką, inicjałami, uroczymi miniaturkami palm oraz liści przy numerach stron i sporym, bardzo czytelnym tekstem, który dobrze sprawdzi się przy pierwszych próbach samodzielnej lektury. Zrezygnowano jednak z ilustracji na rzecz kiepskiej jakości zdjęć rodzinki bohaterów. I jak rozumiem sam zamysł, który uważam za rzadko spotykany i bardzo pomysłowy (w końcu w ten sposób mały czytelnik zyskuje świadomość, że również on może pewnego dnia przeżyć ekscytujące przygody), tak wykonanie jest naprawdę średnie. Zdjęcia wyglądają bowiem na wyjęte z rodzinnego albumu z lat 90- tych, kiedy to fotografie wywoływano z kliszy bez poprawek, czy powtórzenia ujęcia. Źle wykadrowane, nieostre, nieciekawe kolorystycznie. I choć mają znamiona stylizacji, zupełnie nie oddają klimatu opowiadania. Szkoda. 


Cała historia przywodzi mi na myśl bajkę na dobranoc, którą tata opowiada swoim dzieciom wymyślając wszystko na poczekaniu. I jako taka na pewno świetnie się sprawdziła. Jednak kiedy zamierzamy wydać książkę i mamy odpowiednią ilość czasu do namysłu, warto dopracować fabułę i szczegóły świata przedstawionego. Bo dzieci nie są głupie, co swoją drogą jest myślą przewodnią tej pozycji. Szkoda, że sam autor się do niej nie stosuje, gdyż na „Wielką wojnę z piratami” w jej obecnej formie szkoda czasu i dziecka i rodzica.

Książeczkę zrecenzowałam dla was dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Sara Pennypacker - "Pax"

Autor: Sara Pennypacker
Tytuł: Pax
Wydawnictwo: IUVI
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 296
Ocena: 9/10
Wiek: 8+

Opis:

Odkąd Peter uratował osieroconego liska, on i Pax byli nierozłączni. Pewnego dnia dzieje się jednak coś, czego Peter nigdy by się nie spodziewał: jego ojciec idzie do wojska i chłopiec musi się przeprowadzić do dziadka, którego słabo zna i raczej nie lubi (ze wzajemnością) – a lisa wypuścić do lasu.
Jednak już pierwszej nocy Peter wymyka się z domu dziadka i wyrusza do swojego, oddalonego o 500 kilometrów, gdzie ma nadzieję zastać Paxa.
Lis w tym czasie musi się nauczyć, jak przetrwać w dzikim lesie, i na nowo odkryć świat ludzi i zwierząt. Nigdy jednak nie traci nadziei, że jego chłopiec po niego wróci.
Czy dwunastolatek dotrze sam do domu? I czy odnajdzie tam Paxa?

Recenzja:


Mam słabość do opowieści, w których występują zwierzęcy bohaterowie. Pax wpadł mi w oko od razu, nie tylko przez wzgląd na tematykę, ale i malowniczą okładkę, w której zakochałam się bez pamięci. Zarówno ona, jak i motyw przyjaźni pomiędzy człowiekiem a lisem, nasunęła mi na myśl Małego Księcia - książkę, którą miłuję nad życie. 

Pax to opowieść o wspaniałej przyjaźni tytułowego lisa i chłopca o imieniu Peter. Są oni nierozłącznymi przyjaciółmi do czasu, dopóty ojciec nie zmusza syna do porzucenia towarzysza i nie wywozi go pięćset kilometrów od bratniej duszy. Mężczyzna nie docenił jednak ich więzi - Peter pakuje kilka rzeczy i ucieka, aby wrócić w rodzinne strony i odnaleźć ukochanego przyjaciela. Boi się, że oswojony lis nie poradzi sobie sam w lesie i umrze z głodu. A tle trwa wojna, która zbiera krwawe żniwa... 

-Co to jest wojna?
Szary zamyślił się.
- Jest taka choroba, która czasem dopada lisy. Sprawia, że przestają być sobą i atakują obcych. Wojna to taka choroba, tylko u ludzi.

Sara Pennypacker opowiada tę piękną opowieść z dwóch perspektyw, chłopca i lisa, na przemian. Nie zdradza miejsca ani czasu akcji powieści (wojna w tle podsunęła mi na myśl XX wiek, ale to jedynie luźny domysł). W zasadzie nie jest to istotne - istotna jest jedynie historia, którą przedstawia, pełna miłości, lojalności i determinacji. Zarówno w rozdziałach poświęconych Peterowi, jak i Paxowi, poznajemy interesujące postaci i brutalne szczere skutki wojny. Chłopiec poznaje weterankę wojenną Volę, która opiekuje się nim, gdy ten uszkadza poważnie w drodze nodze, a lis spotyka lisicę Nastroszoną oraz jej towarzyszy. Oboje zmieniają się - Peter dorasta, a Pax uczy się żyć w dziczy.

Emocje w książce ukazane są po mistrzowsku, dawno żaden pisarz nie zaskoczył mnie tak pozytywnie pod tym względem. Czytając czułam dokładnie to, co bohaterowie - gniew, radość, miłość, strach przed utratą kolejnej bliskiej osoby... Pax jest historią, która jednocześnie łamie serce i wywołuje prostoduszny uśmiech na twarzy, przeraża, wyciska łzy i cieszy. To opowieść zarazem prosta i złożona, która nie tylko ukazuje rozpaczliwe poszukiwania ukochanego zwierzaka, ma również głębszy sens, a klimatyczne, czarno-białe ilustracje dopełniają całości. Zarzut mam jedynie do zakończenia, którego oczywiście Wam nie zdradzę, a które było zdecydowanie nie do końca przemyślane i nieco zawiodło moje oczekiwania. 

Pax to piękna i mocna powieść o przyjaźni, wojnie i dzikiej naturze. Książka ta jest emocjonalnym rollercoasterem - nie wysiądziemy z niego, dopóki nie doczytamy do ostatniej strony. Płynna narracja, cudowny język i niesamowita dalekowzroczność autorki czyni tę powieść niebanalną lekturą, w której zakocha się każdy. Gdyby Sara Pennypacker doszlifowała zakończenie, Pax byłby najprawdziwszą perłą...

Tę książkę zrecenzowałam dla Was dzięki Wydawnictwu IUVI. :)