Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki dla dzieci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki dla dzieci. Pokaż wszystkie posty

środa, 17 czerwca 2020

"Muminki i morze. Szukaj i znajdź", "Disney. Mapy i labirynty. Zakręcona księga zabaw "




Autor: Päivi Arenius
Tytuł: Muminki i morze. Szukaj i znajdź
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 22
Ocena: 10/10
Wiek: sugerowany wiek to 3-7 lat, moim zdaniem raczej 1-3

Opis:
Czas spędzony z Muminkami to zawsze dobra zabawa! Tym razem pełne pomysłów trolle wybierają się nad morze. Muminek, Panna Migotka, Mała Mi, Ryjek, Mamusia i Tatuś Muminka postanowili popłynąć na wycieczkę do latarni morskiej.

Szukaj i znajdź to książka, którą młody czytelnik może przeglądać bez końca, wyszukując na niezbyt skomplikowanych ilustracjach elementy wskazane w poleceniach. To doskonała zabawa, dzięki której dziecko ćwiczy spostrzegawczość, umiejętność liczenia czy znajomość kolorów i kształtów. Ilustracje zostały opracowane tak, by kilkulatek z łatwością poradził sobie z odnajdywaniem na nich wskazanych rzeczy, a polecenia w książce to tylko punkt wyjścia do wspólnej zabawy z maluchem!




Autor: Lynn Waggoner
Tytuł: Disney. Mapy i labirynty. Zakręcona księga zabaw
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 22
Ocena: 10/10
Wiek: 3-7 lat

Opis:

"Disney. Mapy i labirynty. Zakręcona księga zabaw to wyjątkowa książka, która zabierze młodego czytelnika do świata klasycznych filmów Disneya. To propozycja dla kilkuletnich miłośników Króla Lwa, Piotrusia Pana, Alicji w Krainie Czarów, Dumbo czy 101 dalmatyńczyków, którzy chcieliby na chwilę stać się młodymi detektywami i pomóc ulubionym bohaterom odnaleźć drogę do celu. W książce znajduje się bowiem dziesięć pięknie ilustrowanych map – każda z innego filmu – a na każdej z nich inny niesamowity labirynt do pokonania. Dodatkowo wszystkie mapy zawierają dziesięć ukrytych lokacji do odnalezienia.


Disney. Mapy i labirynty. Zakręcona księga zabaw to pozycja, dzięki której dziecko uczy się logicznego myślenia oraz ćwiczy spostrzegawczość. Ta książka to wiele godzin zabawy, do której ciągle chce się wracać, bo nigdy się nie nudzi. A dzięki kartonowym kartkom książka będzie cieszyć młodych czytelników naprawdę długo."


Recenzja:
 
Nakładem wydawnictwa HarperCollins Polska (dawniej Egmont) pojawiły się niedawno dwie nowe serie całokartonowych kartonowych książeczek interaktywnych.

Pierwsza z nich skierowana jest do najmłodszych czytelników (myślę, że tak w wieku 1-3, bo dla mojej czterolatki jest już zdecydowanie za łatwa) i będzie pięknym wstępem do świata Muminków. „Muminki i morze. Szukaj i znajdź” to nieskomplikowana fabularnie przygoda, w której bohaterowie znanej i lubianej książki wybierają się w odwiedziny do latarnika. Mały czytelnik towarzyszy im na każdym etapie podróży – od przygotowania łodzi, przez unikanie niebezpieczeństw w czasie rejsu, spotkania z morskimi stworzeniami, wędkowanie, kąpiel, aż po gościnę i pomoc latanikowi – każdemu z nich poświęcono jedną rozkładówkę, na której, poza kilkoma zdaniami historii, czeka na malucha zadanie. Trzeba odszukać zaginione przedmioty, pomóc bohaterom bezpiecznie przedostać się przez labirynt morskich prądów i ominąć piratów, znaleźć kilka różnic, albo wypatrzeć ukrytą sprytnie Małą Mi. Estetyczne, kontrastowe ilustracje pomogą w nauce kolorów, a fantastyczne stworzenia z kart powieści Tove Jasson to wyprawa do krainy wyobraźni, natomiast rozmaite zadania świetnie sprawdzą się jako ćwiczenie spostrzegawczości, cierpliwości i skupienia uwagi. 
 


 
Druga propozycja skierowana jest do nieco starszego odbiorcy. Choć, jak sama nazwa wskazuje, „Disney. Mapy i labirynty. Zakręcona księga zabaw” skupia się przede wszystkim na pomaganiu bohaterom w odnalezieniu bezpiecznej drogi, jest tu również sporo elementów do wyszukania. Książka zawiera 10 map – po jednej na każdej z rozkładówek – a każda poświęcona jest innemu filmowi. Znajdziemy tu „Królewnę Śnieżkę i Siedmiu Krasnoludków”, „Pinokia”, „Dumbo”, „Alicję w Krainie Czarów”, „Piotrusia Pana”, „101 dalmatyńczyków”, „Księgę Dżungli”, „Małą Syrenkę”, „Aladyna” i „Króla Lwa”. Każda mapa to skomplikowany i całkiem trudny labirynt, w którym trzeba pomóc bohaterom dotrzeć do celu omijając wszelkie przeszkody czające się na drodze. Po sprostaniu temu zadaniu, na każdej stronie czeka jeszcze po 10 fragmentów ilustracji, które trzeba odnaleźć. Nieco uproszczone, choć wciąż rozpoznawalne i atrakcyjne wizualnie motywy z najulubieńszych bajek pozwolą po raz kolejny przeżyć znane już przecież przygody. Wcale niełatwe (szczególnie w porównaniu do Muminków) labirynty wystawią na próbę dziecięcą cierpliwość, nauczą kombinowania i szukania alternatywnych dróg, a wyszukiwanki to idealny trening dla spostrzegawczości. Świetnie sprawdzą się również jako pretekst do opowiadania historii. 
 



 
Bardzo podoba mi się sposób wydania obu pozycji – wykonane są z solidnej, choć nieprzesadnie grubej tektury, strony są matowe, dzięki czemu odbijające się światło nie przeszkadza w obserwowaniu ilustracji niezależnie od kąta trzymania książki, dzięki dużemu formatowi „czyta się” wygodnie zarówno w fotelu, jak i leżąc na dywanie, a rogi zostały bezpiecznie zaokrąglone.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa HarperCollins Polska. 

czwartek, 20 września 2018

Stephane Barroux - "Rozgwiazdo, gdzie jesteś?"


Autor: Stephane Barroux
Tytuł: Rozgwiazdo, gdzie jesteś?
Wydawnictwo: Dwukropek
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 32
Ocena: 9/10

Opis:

Rozgwiazdo, gdzie jesteś? jest opowieścią, która zwraca małemu czytelnikowi uwagę na zanieczyszczenie mórz i oceanów. Dzięki zaledwie kilku zdaniom i budzącej wzruszenie prostocie, ta urocza opowieść kładzie nacisk na problemy współczesnego świata. Czytelnik zapyta: „Gdzie jest rozgwiazda? Gdzie są meduzy? Gdzie jesteś, błazenku?” I będzie ich mozolnie szukał na kolejnych stronach. Znajdzie? Nie wiadomo, ponieważ ryby i inne morskie stworzenia są powoli wypychane ze swojego naturalnego środowiska przez wszechobecne śmieci gromadzących się w oceanie. Wieloryb, zdenerwowany tym śmietniskiem, wyrzuci je na ląd i z szerokim uśmiechem powróci do morza. Tylko czy w naturze jest możliwy taki obrót rzeczy?

Recenzja:

Czy książka, w której nie ma ani jednego słowa, może być dla dzieci ciekawa? Jak najbardziej, a przy tym bardzo kształcąca! Na potwierdzenie tych słów przedstawiam wam cudowną publikację Stephane Barroux, pt. "Rozgwiazdo, gdzie jesteś?".

W tej książce historia opowiedziana jest nie słowami, ale obrazem. Kolejne strony tworzą opowieść o tym, że morza są coraz bardziej zaśmiecane przez ludzi, co nie pozostaje bez wpływu na zwierzęta zamieszkujące podwodny świat. Z każdą następną stroną śmieci przybywa, a morskich żyjątek ubywa. Na szczęście sympatyczny wieloryb znajdzie sposób, by uratować wodne królestwo pełne magicznych stworzeń, ukazując jednocześnie ogrom problemu, jakim jest zaśmiecanie nie tylko tych największych, ale również lokalnych zbiorników wodnych.

Ilustracje w książce są wręcz genialne, a że publikacja ma spore rozmiary, możemy cieszyć oko pięknem podwodnego świata i jego mieszkańców. Co więcej - brak słów sprawia, że dziecko przeglądając obrazki, może samo dostrzec, czego dotyczy tematyka. Nie ma tego podanego na tacy, ale jednocześnie nie powinno mieć większych problemów z rozwiązaniem tej zagadki, bo ilustracje są bardzo sugestywne. To dobry wstęp do rozmowy na temat tego, że nie powinno się zanieczyszczać ani wód, ani lądów, bo są one miejscem życia nie tylko ludzi, ale także innych żyjątek.



Osobiście widzę też inne zastosowanie tej książki. Jako że mnóstwo tam przedstawicieli wodnego świata, spokojnie można pobawić się w "znajdź rybę, która jest w paski/kropki" lub ma określony kolor. Rybki są różnych rozmiarów, więc nie każde zadanie będzie proste, za to na pewno ciekawe i świetne na ćwiczenie spostrzegawczości.

Pięknie wydana i równie efektownie zilustrowana książka, zdecydowanie warta polecenia zarówno ze względu na szatę graficzną, jak też przesłanie.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dwukropek.

piątek, 8 czerwca 2018

Agnieszka Stelmaszyk - "Buntalki"


Autor: Agnieszka Stelmaszyk
Tytuł: Buntalki 
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 64
Ocena: 9/10
Wiek: 4-5 lat

Opis:

Poznaj pięcioletniego buntalka Eryka – sympatycznego leśnego duszka, który zamieszkuje pień starego dębu. Choć musi znaleźć czas na pomaganie rodzicom w opiece nad lasem i chodzenie do przedszkola w starym muchomorze, najbardziej lubi bawić się z rodziną i przyjaciółmi.
Bo w zaczarowanym lesie buntalków nie sposób się nudzić! Zamiast tego lepiej pofruwać latającym dywanem, udać się na wyprawę do odwróconego do góry nogami świata po drugiej stronie kałuży lub pozjeżdżać na łuku tęczy. Albo dowiedzieć się, jak zostać kotem, czym są pioruny oraz jak opiekować się roślinami i przeziębioną mamą.

„Buntalki” to zbiór magicznych opowiadań autorstwa Agnieszki Stelmaszyk. Każdy z 16 rozdziałów to krótka odrębna opowieść, idealna do rodzinnego czytania. Piękne ilustracje autorstwa Marianny Schoett pomogą dziecku przenieść się do fantastycznego świata leśnych duszków.

Recenzja:

Chyba właśnie trafiłam na książkę dla dzieci, która po skradnięciu mojego serca zatrzyma je na dłużej. "Buntalki" są dowodem na to, że można wzruszać i rozczulać, ale bez nadmiernego patosu, że da się bawić, ale humorem na poziomie, bez durnych żartów, jakich pełno w publikacjach dla najmłodszych. Autorka pokazała klasę, a ja szczerze mówię: chapeau bas.

Głównym bohaterem opowieści jest mały leśny duszek - Eryk. Bo też wszystkie buntalki są leśnymi duszkami, które żyją podobnie do ludzi. Niewielu ma jednak świadomość ich istnienia, gdyż są one niewidzialne. Mały Eryk z radością oddaje się zatem harcom i psotom - jak na pięciolatka przystało. I mimo jego psikusów nie sposób go nie polubić - jest w końcu niczym rozbrykany, sympatyczny przedszkolak, którego wszędzie pełno. W dodatku bardzo przywiązanym do swojej rodziny, a takie zestawienie zawsze na mnie działa.

Tym, co najbardziej urzekło mnie w książce Agnieszki Stelmaszyk, jest przełożenie sytuacji często spotykanych u dzieci w tym wieku na małego smyka buntalka. Eryk na przykład wie, że wystawianie języka jest niegrzeczne i obiecuje, że więcej nie będzie tego robił. Cóż, skoro gdy przychodzi do niego złość, język sam się wysuwa. I mama wcale nie chce uwierzyć, że buntalek go po prostu wietrzy. Dlaczego nie wierzy? Przecież mokry jest, znaczy spocony... Albo moja ulubiona opowieść - Eryk oczywiście nigdy się nie ożeni. Wie jednak, że dorośli się pobierają. W takim razie ożeni się z mamą! I spróbujcie mu tylko ten pomysł wybić z głowy! Cudne i takie życiowe :) To przecież najlepszy sposób na rozmowę z dzieckiem na trudne lub niezrozumiałe dla niego tematy - pokazać, że nie tylko on ma takie dylematy. Sympatyczny buntalek podziela jego troski.



Jeśli dodamy do tego twardą oprawę i przyjemne dla oka ilustracje, mamy dość powodów, by zrozumieć moje "ochy" i "achy" nad tą publikacją. Jest w niej po prostu wszystko to, co cenię w literaturze dziecięcej i nie pogardziłabym kontynuacją przygód małego buntalka. Dobrej lektury nigdy dość!

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zielona Sowa.

piątek, 25 maja 2018

Liz Marsham - "Ariel na fali"


Autor: Liz Marsham
Tytuł: Ariel na fali
Wydawnictwo: EGMONT
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 128
Ocena: 7,5/10

Opis:

Każda księżniczka ma swoją historię, a każda historia ma swój początek. Siedmioletnia Ariel wyrusza z siostrami na zabawę wśród fal. Niestety, prąd porywa ją i jej dwie starsze siostry daleko od pałacu. Jak teraz mają znaleźć drogę do domu? Syrenki wypłyną na powierzchnię, a później skryją się w tunelach w głębi morza. Czy tu, czy tam, nadal będą daleko od ojca i pozostałych sióstr. By wrócić do ojca, muszą zmierzyć się z własnymi lękami, z uprzedzeniami, a przede wszystkim wykazać się sprytem, odwagą i… dobrym sercem. Czeka je trudna próba – czy zwieńczy się sukcesem?
Zanurz się z Ariel w wodne przestworza pełne tajemnic, różnorodnych stworzeń i śladów ludzi. Zobacz, jak wielka może być maleńka, młodziutka syrenka.

Recenzja:

Chyba każdy z nas miał w dzieciństwie ulubioną bajkę. Nie będę oryginalna, jeśli napiszę, że w moim przypadku na pewnym etapie była to "Mała Syrenka". Zbierałam wszystkie gadżety, które dotyczyły mojej ulubionej czerwonowłosej bohaterki. I choć w kilka lat później moja fascynacja zwróciła się w stronę japońskich rewelacji, to jednak sentyment do tej postaci pozostał do dziś. A muszę wyznać, że na studiach został poddany ciężkiej próbie. Jeśli do tej pory nie sięgaliście po biografię Andersena z jego interpretacjami baśni, lepiej tego nie róbcie. Czasem nie warto wkraczać z rozumowaniem dorosłych w świat dziecięcych bohaterów. Ale to tak na marginesie.

Po książkę "Ariel na fali" sięgnęłam, bo lubię publikacje, w których opisywane są dzieje przed i po tym, co znamy z głównej historii o jakiejś postaci. Mała Syrenka w książce Liz Marsham ma siedem lat i kilka starszych sióstr, które traktują ją trochę jak głupiutkie dziewczątko, mało zresztą jeszcze wiedzące o świecie. Sama Ariel zdaje się zgadzać z taką opinią, a przynajmniej tak do niej przywykła, że nie stara się zmienić swojego wizerunku w oczach starszych syrenek. Wszystko zmienia się pewnego dnia, gdy syrenie siostry postanawiają pobawić się w morskim nurcie, co kończy się zgubieniem trzech z nich. Ariel okazuje się wtedy naprawdę dzielną i rezolutną syreną i mimo młodego wieku ma kilka niezłych pomysłów, jak wyjść obronną ręką z kłopotów. A tych w drodze powrotnej czeka siostry niemało.

Sam pomysł jest interesujący, choć może nieco tendencyjny. Moją uwagę bardziej zwróciła jednak kreacja głównej bohaterki i jej przemiana. Ariel pod wpływem adrenaliny przeobraża się z zagubionej i nieśmiałej w pełną werwy i ciekawą świata syrenę, która nie boi się ryzyka i odpowiedzialności, jaka na niej spoczywa - ma doprowadzić do domu nie tylko siebie, ale także przerażone siostry. Spodobała mi się ta nowa Mała Syrenka, zdecydowanie bardziej niż jej spokojna, zahukana wersja z pierwszych rozdziałów.

Według mnie pierwszy poziom serii #CZYTELNIA jest tym najlepiej wydanym, bo zawierającym kolorowe ilustracje. To dla mnie ważne, nawet w przypadku książek przeznaczonych dla dzieci starszych. Kolor daje wytchnienie od tekstu ciągłego młodym oczom, pozwala przez chwilę skupić się na czymś innym i pobudza wyobraźnię. Co prawda ilustracji mogłoby być nieco więcej, ale nie ma co narzekać - ważne, że są i to naprawdę miłe dla oka.



Lubię tę serię książeczek dla dzieci i pewnie jeszcze niejednokrotnie po nią sięgnę. Polecam rodzicom dzieci, które - jak ja za dawnych lat - upodobały sobie tę właśnie bajkę. Wcześniejsze losy Ariel z pewnością je zainteresują, dostarczając przyjemnych czytelniczych wrażeń.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa EGMONT.

sobota, 7 kwietnia 2018

Lena Wolska - „Wróżka z gwiezdnego pyłu" + KONKURS


Tytuł: Wróżka z gwiezdnego pyłu
Autor: Lena Wolska
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 136
Rok wydania: 2018
Ocena: 8/10
PATRONAT BAJKOWIRU

Opis:

O sztuce dobrego życia dla najmłodszych
Mała Hania od zawsze marzyła o tym, by zostać wróżką. Wesoła i bystra dziewczynka pragnęła opiekować się innymi, nieść pomoc potrzebującym i sprawiać, by świat stał się lepszym miejscem. Spotkanie z wilkiem Albertem – stuletnim mędrcem i opiekunem lasu, który opowiada jej o Gwiezdnym Pyle – staje się początkiem niezwykłej podróży. Dziewczynka i jej opiekun magicznym sposobem przemieszczają się od Tatr po Morze Bałtyckie, a w każdym z miejsc czeka na nich nowy nauczyciel… Ich nauki mówią o tym, jak dobrze żyć, dostrzegać piękno, znaleźć w sobie siłę i ufność w to, co przyniesie los. Czy Hania je zrozumie i podąży za radami Magów? Czy odkryje źródło i tajemnicę Gwiezdnego Pyłu? Podróż w głąb siebie nie zawsze jest prosta…


Recenzja:

Od dłuższego czasu staram się być mniej więcej na bieżąco z rynkiem literatury dziecięcej, więc zauważam pewne trendy. Na przykład to, że bardzo dużo publikacji skierowanych do dzieci przedkłada humor nad hołubiony niegdyś dydaktyzm. Kiedyś trudno było sobie wyobrazić książkę bez morału, dziś jego obecność nie jest już tak oczywista. Osobiście należę do tej grupy Czytelników i rodziców, którzy we wszystkim chcieliby zachować umiar - humor jak najbardziej, byle w dobrym wydaniu, które nie „odmóżdża", element dydaktyczny bardzo chętnie, jeśli tylko całość nie jest przesiąknięta bijącym po oczach moralizowaniem. Dziś będzie o książce, przy której wypada zwolnić tempo życia chociaż na chwilę i rozejrzeć się wokół, zachwycić tym, co nas otacza. Bo taka właśnie jest „Wróżka z gwiezdnego pyłu".

Nowa publikacja Wydawnictwa Novae Res to budująca opowieść o małej Hani, której marzeniem jest zostanie dobrą wróżką. Dziewczynka nie ma pojęcia, że ta moc jest w niej od dawna i po prostu czeka na odkrycie. To dzieje się, gdy pewnego dnia Hania za sprawą dotyku swojej dłoni uzdrawia spotkanego na drodze zajączka. Wtedy dociera też do niej, że rozumie mowę stworzeń, które przecież nie mówią jej własnym językiem. Potrafi się również z nimi porozumiewać. Zdziwienie Hani nie ustępuje, bo oto do grona jej nowych leśnych przyjaciół dołączył król lasu - ogromny wilk, który zabierając ją w podróż po świecie, pomoże odkryć tajemnicę gwiezdnego pyłu, jakim jest wypełnione serce dziewczynki. To w końcu z niego rodzi się miłość.

Kolejne rozdziały dotyczą pojęć, których nasza mała bohaterka uczy się pod okiem swojego mentora. Jest to rozwiązanie ciekawe z dwóch powodów - po pierwsze pojęcia zaczynają się na kolejne litery alfabetu, po drugie - w wielu przypadkach są to pojęcia abstrakcyjne, których sens często trudno wytłumaczyć młodemu człowiekowi. Być może publikacja Leny Wolskiej w tym pomoże. Absolut, harmonia, intuicja - wbrew pozorom nie tak łatwo zbudować definicje, które będą przystępne dla dzieci.


W książce znajdziemy dużo ciepła, emocjonalności i treści ważnych w życiu każdego człowieka. Takich, o których zbyt często zapominamy. Osobiście nie pogardziłabym jednak odrobiną humoru, bo jest to jednak publikacja przeznaczona dla dzieci i chcąc utrzymać ich zainteresowanie podczas lektury na wysokim poziomie, element humorystyczny byłby wskazany. Nie do końca mam także przekonanie do nadawania zwierzętom ludzkich imion, ale to już bardzo subiektywne odczucie.

Podsumowując, jest to książka z budującym przesłaniem, kształcąca i traktująca o rzeczach, zjawiskach i uczuciach, o których warto z dziećmi rozmawiać już od najmłodszych lat. Niemniej ze względu na jej poważną tematykę dzieliłabym lekturę na krótsze odcinki, aby zainteresowanie słuchacza nie wygasło.

Książkę recenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res.

KONKURS!

W związku z tym, że objęłyśmy książkę patronatem, mamy dla was egzemplarz „Wróżki z gwiezdnego pyłu” do wygrania!
Sponsorem jest wydawnictwo Novae Res.
Koszt wysyłki ponosi sponsor.
Termin: 02.04.2018r. - 13.04.2018r. do godziny 18:00.
Co trzeba zrobić, żeby wziąć udział w konkursie?
ZADANIE: Napiszcie w komentarzu na blogu Bajkowiru, dlaczego „Wróżka z gwiezdnego pyłu" powinna trafić właśnie do was. Wygrywa najciekawsza odpowiedź!

Powodzenia!

piątek, 23 marca 2018

Agata Widzowska - "Psierociniec. W poszukiwaniu straconego węchu"


Tytuł: Psierociniec. W poszukiwaniu straconego węchu
Autor: Agata Widzowska
Ilustracje: Nika Jaworowska-Duchlińska
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 57
Ocena: 10/10

Opis:

Miłośnicy psów będą zachwyceni nową książką Agaty Widzowskiej!

Druga część Psierocińca to wzruszająca historia psa o imieniu Budzeł, który pewnego razu traci węch, wyrusza więc na jego poszukiwanie, poznaje nowych przyjaciół i przeżywa ekscytujące przygody. Książkę można czytać jako luźną kontynuację pierwszej części Psierocińca, ale także jako zupełnie osobną opowieść.

Recenzja:

Zaczęłam dość nietypowo, bo od części drugiej, ale okładka nie kłamała - spokojnie można traktować tę książkę jako zupełnie odrębną opowieść. Dlaczego akurat w ten sposób rozpoczęłam swoją przygodę z "Psierocińcem"? Cóż, lubię kierować się intuicją, a moje ręce podążyły najpierw w kierunku tej publikacji. Być może sprawiły to żywe kolory na froncie oprawy, może to kwestia wdzięcznego podtytułu - w końcu szukano już wszystkiego, włącznie z czasem, a może to kwestia tych dwóch sympatycznych psiaków, które zdobią okładkę. Najpewniej zadziałała mieszanka  tego wszystkiego.


Musicie wiedzieć, że jestem straszną psiarą. Bo skoro o kobiecie, która lubi koty, mówi się kociara, to chyba nie będzie błędem użycie takiego określenia. W moim rodzinnym domu zawsze były dwa psy. Jeden to za mało, czułby się zresztą samotny. Dopiero kiedy wyprowadziliśmy się z bratem i rodzice zostali sami, ograniczyli się do jednego psiaka, za to z podwórkowców przerzucili się na zwierzaka domowego. Z mężem nieustannie toczymy wojnę o psa. Niestety na razie wygrywa tę potyczkę, ale karta w końcu się odwróci, a po naszym podwórku będzie hasać czworonożny przyjaciel z merdającym ogonem. Uwielbiam psy, wierzę w to, że są przyjaciółmi ludzi i gdy widzę publikację skierowaną do dzieci, w której główny bohater to pies, ciężko mi się powstrzymać, żeby nie sprawić jej mojej córze. W końcu chciałabym zaszczepić w niej podobne podejście.

Bohaterami tej części "Psierocińca" są dwa sympatyczne zwierzaki. Długi, chudy, trochę taki jamnikowaty, acz ładniejszy od jamnika Budzeł, którego wesołe usposobienie i ekspresyjny temperament często pakowały go w mniejsze lub większe kłopoty i pulchniutki, ospały Śpiocheł. Ta para zdecydowanie stanowi potwierdzenie powiedzenia, że przeciwieństwa się przyciągają.

Pewnego dnia Budzeł zauważa, że przestał odczuwać zapachy. Jedzenie przestało smakować, bo bez zapachu to już nie to samo, a na podwórku stał się obiektem kpin kota, którego również nie potrafił wyczuć, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Tak niepodobna żyć! Budzeł wyrusza zatem w podróż w poszukiwaniu utraconego węchu. Jego droga usłana jest mnóstwem przygód, ale czy uda mu się wrócić do domu? W końcu zajęty tym wszystkim, co go otacza i skoncentrowany na swoim zadaniu zapomniał znaczyć trasę. 

Książka ma twardą oprawę i fantastyczne ilustracje z kreską bardzo w moim guście. Jest ich też dużo, więc jak rzadko kiedy nie mam na co narzekać w przypadku warstwy graficznej książki. 


Nie narzekam zresztą na nic, bo to naprawdę piękna i wartościowa publikacja z jednym z najpiękniejszych przesłań, z jakimi do tej pory spotkałam się w książkach skierowanych do dzieci. Zdecydowanie polecam!

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wilga.

piątek, 16 lutego 2018

Luc Parthoens, Thierry Culliford - "Smerf Dzikus. Tom 19"


Autor: Luc Parthoens, Thierry Culliford
Tytuł: Smerf Dzikus. Tom 19
Wydawnictwo: EGMONT
Seria: SMERFY KOMIKS
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 48
Ocena: 8/10

Opis:

Koniec lata przyniósł straszliwe upały i suszę. W lesie Smerfów dochodzi do pożaru, ale dzięki zaradności Papy Smerfa i współpracy reszty skrzatów udaje się uratować część wioski. Pomimo sporych zniszczeń Smerfy nie załamują się i przystępują do odbudowy swoich domostw. Jakby miały mało problemów, to okazuje się, że ktoś lub coś zabrał jeden z ostatnich ocalonych worków z orzechami. Smerfy postanawiają zastawić pułapkę na tajemniczą postać, w którą wpada Dzikus… Pojawienie się Dzikusa to dopiero początek wielu niezwykłych przygód, wśród których nie zabraknie również walki z podstępnym Gargamelem. Kim jest Dzikus i co sprowadza go do wioski dowiecie się z albumu. Smerfy zostały stworzone przez belgijskiego scenarzystę i grafika Pierra „Peyo” Culliforda (1928–1992). 
Obecnie autorami nowych opowieści o Smerfach są jego, w tym jego syn Thierry. Komiksy Peyo zostały zaadaptowane na potrzeby filmów o przygodach niebieskich skrzatów.

Recenzja:

Smerfy - kto z nas nie lubił ich w dzieciństwie? Trudno byłoby znaleźć zapewne osobę, która nie kojarzyłaby niebieskich stworków w białych czapeczkach. Mnie ta sympatia pozostała do dziś, w dalszym ciągu najbardziej lubię smerfetkę, jak na dziewczynkę, a teraz już kobietę przystało, a najśmieszniejszy wciąż wydaje się mi Ważniak z tym swoim "a Papa Smerf powiedział", którego nie zabrakło oczywiście także w tej części. 

Tym razem wioskę Smerfów nawiedziła susza, która skończyła się pożarem lasu. Papie Smerfowi udało się co prawda zatrzymać ogień, ale spora część leśnej roślinności i domki Smerfów uległy zniszczeniu. Co gorsze, zaczęło brakować nawet pożywienia, więc dzielne stworki musiały wyruszyć po prowiant do innej części lasu, a następnie zająć się powolnym, acz sukcesywnym odbudowaniem swojej wioski. Już w trakcie wędrówki wydawało się, że nie są oni w lesie sami, że ktoś ich obserwuje. Może to tylko ich wyobraźnia zaczęła płatać figle na obcym terenie, a może... ktoś rzeczywiście czaił się w krzakach? Tego dowiedzieli się o wiele później, kiedy na scenę wkroczył nowy aktor - Smerf Dzikus, podbierający zapasy ze smerfiej spiżarenki. Skąd on się wziął? Czego tu szuka? I czy w ogóle uda się oswoić kogoś tak dzikiego, że ugryzł w palec Ważniaka? Przekonajcie się sami, sięgając po kolejną część tej wdzięcznej serii.

Lubię komiksy, choć muszę przyznać, że trochę trwało moje do nich przekonywanie się. Wróciłam do nich po latach, pamiętając, jak dużą frajdę sprawiało mi ich czytanie w dzieciństwie. Niestety teraz oczy już nie te i dość frustrującym było dla mnie to, że muszę książkę podstawić praktycznie przed sam nos, aby przeczytać te malutkie literki. Dobre okulary i pogodzenie się z faktem, że jestem krótkowidzem, załatwiły sprawę i na powrót mogę się cieszyć tą formą publikacji. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z komiksowymi przygodami Smerfów, bo czytałam już je dzieciom w przedszkolu i lekturę tę sobie chwaliły. Tak więc nie jest to jedynie mój sentymentalny powrót do przeszłości, ale także opinia potwierdzona przez grupę docelową Czytelników.



Jeśli ktoś lubi, jak ja, opowieści o Smerfach, ta książeczka jest w sam raz dla niego. Z młodszymi dziećmi czytać będzie rodzic, właśnie ze względu na niewielką czcionkę, ale starsze poradzą sobie same. Ładne, kolorowe ilustracje właściwe tej serii rekompensują niewielkie literki cechujące w sumie większość komiksów, z jakimi się w życiu spotkałam. Warto uzbierać całą serię, ucieszy ucho i oko malucha, stanowiąc także piękną ozdobę dziecięcej biblioteczki.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa EGMONT.

piątek, 9 lutego 2018

Anita Głowińska - "Dziura w gazecie"


Autor: Anita Głowińska
Tytuł: Dziura w gazecie
Wydawnictwo: Adamada
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 128
Ocena: 10/10

Opis:

Czy surowe śledzie chronią przed szkołą? Dlaczego dwa stare kapsle mogą doprowadzić do wojny? Czy babcia może zostać kulinarną szantażystką? Jak katapultą nauczyć ludzi sprzątania po czworonogach? I co takiego widać przez dziurę w gazecie?
Kiedy ma się głowę pełną szalonych pomysłów, łatwo wpaść w niezłe tarapaty. Kajetan i jego kumple coś o tym wiedzą. 
Druga część bestsellerowej książki Do czego służy kotlet?, a w niej kolejne zwariowane przygody szkolnej paczki urwisów, którzy nigdy się nie nudzą.

Recenzja:

Im więcej czytam publikacji skierowanych do dzieci, tym częściej odnoszę wrażenie, że obecny rynek literatury dziecięcej ma sporo do zaoferowania. Pewnie, że duża jego część to co najwyżej książki średnich lotów, niemniej można też spotkać prawdziwe perełki autorów współczesnych, nie tylko klasykę. Rolą rodzica jest te perełki wyszukać. Ja właśnie jedną z nich odkryłam. "Dziura w gazecie" od Wydawnictwa Adamada spełnia wszystkie moje subiektywne kryteria, aby za literacką perełkę ją uznać.

Poznajcie Kajetana i jego kolegów z klasy. Całkiem duzi to już chłopcy, skoro ich mamy zgodziły się na samodzielne wracanie do domu po szkole, takie prawdziwie dorosłe - razem z kolegami. Kajto pęka z dumy i jest wdzięczny rodzicielce za zaufanie, ale okazuje się, że... nie wszyscy potrafią się z faktem powrotnej samowolki pogodzić. Jak duże musiało być zdziwienie chłopca, gdy wychodząc ze szkoły zobaczył podejrzanie znajomą postać, która ma na sobie dziwną czapkę i wygląda jakby się ukrywała. A potem kolejna znajoma sylwetka. Tak, na pewno zna te buty! Może jednak mu się wydawało? Chyba że... są śledzeni! Nagle wszystkie elementy układanki zaczęły wskakiwać na swoje miejsce, a skoro chłopcy wykryli podstęp, podstępem również postanowili dać nauczkę amatorskim detektywom. 

Tak zaczyna się ta opowieść, a może liczyć na wiele, wiele więcej. Kajto to w końcu chłopiec z głową nie od parady, a jego słomiany zapał jest gwarancją tego, że na łamach książki dużo się będzie działo. Razem z nim wybierzemy się do muzeum, zawalczymy o przyjaźń i ucieszymy się z tego, że rodzice nie zawsze są konsekwentni, co tylko pozornie wygląda na wadę. Kajetan pokaże nam, że są takie sytuacje w życiu rodziny, gdzie konsekwencja jest zbędna, a nawet niepożądana.

Jestem zachwycona także ilustracjami, które znalazłam w książce. Duże, kolorowe i co szalenie istotne, a niestety nie tak często spotykane - z poczuciem humoru. Przemyślenia Kajtka typu "W ławkę można wbić: wzrok, gwoździa, pinezkę" zostały zilustrowane i zdecydowanie trafiły w mój gust.




Zdecydowanie polecam tę książkę. Dzieciaki będą zachwycone, a śmiem zaryzykować stwierdzenie, że rodzice również. Ja byłam. Tak sympatycznego bohatera nie sposób nie polubić bez względu na pierwsze cyfry naszego PESELu.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Adamada.

piątek, 3 listopada 2017

Joshua Jay - "Megasztuczki dla małych magików"


Autor: Joshua Jay
Tytuł: Megasztuczki dla małych magików
Wydawnictwo: EGMONT
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 112
Ocena: 10/10

Opis:

25 MEGASZTUCZEK dla młodych magików
Czy potrafisz wyczarować jajko, sprawić, by ktoś lewitował albo teleportować szklankę soku? …
Myślisz, że to niemożliwe? Chyba musisz zapomnieć, że takie słowo istnieje. Odtąd – i to przy niewielkim wysiłku z Twojej strony – możesz wszystko! Peleryna czy cylinder to jedynie efektowne dodatki, tutaj liczą się wiedza, spryt i odpowiednie przygotowanie spektaklu.
Ta książka w bardzo prosty sposób pokaże Ci co i jak. Dzięki niej nie tylko nauczysz się najlepszych trików i wprawisz w osłupienie kolegów i koleżanki, ale także zrozumiesz na jakiej zasadzie działają te megasztuczki. To czysta (meta)fizyka…
Abrakadabra i do dzieła!
Uwaga dla Rodziców
MAGIA TO SIŁA. WASZE DZIECKO BĘDZIE NIE TYLKO CZYTAŁO, ĆWICZYŁO, WCHODZIŁO W INTERAKCJE Z DOROSŁYMI I RÓWIEŚNIKAMI, ALE RÓWNIEŻ NAUCZY SIĘ PUBLICZNIE PRZEMAWIAĆ I NABIERZE PEWNOŚCI SIEBIE.

Recenzja:

Osoby z mojego pokolenia z pewnością niejednokrotnie zachwycały się magią (w dzieciństwie nie mówiliśmy przecież o iluzji) prezentowaną przez Davida Copperfielda. Okrzyki zdziwienia i zachwytu rozbrzmiewały za każdym razem, gdy znikał ze sceny, przepiłowywał na pół inną osobę lub uwalniał się z krępujących go więzów w ostatnim momencie, umykając przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Kiedyś Copperfield, wcześniej Houdini, a teraz...może Twoje dziecko? Wydawnictwo EGMONT właśnie wydało zbiór megasztuczek w mega formacie!

Magia od lat pociąga dzieci i to nie zmienia się nawet w czasach komputerów, tabletów i smartfonów. Pozwala ona przez kilka chwil poczuć się świadkami czegoś wyjątkowego, odrealnić codzienność, zmusza też do myślenia o tym, jak to możliwe. Magia to także wielkie emocje. Tak sprawa wygląda z perspektywy widza. Ale dzięki autorowi książki, co ważne - praktykowi iluzji, młody Czytelnik może znaleźć się po tej drugiej stronie i zachwycać sztuczkami swoją publiczność.

"Megasztuczki dla małych magików" zawierają aż 25 dość łatwych w przygotowaniu trików, które dziecko może zaprezentować na przykład podczas uroczystości rodzinnych, w przedszkolu lub szkole. Od rozpętywania więzów, przez znikające przedmioty, aż po...lewitację! Mały magik będzie dumny, a publika zachwycona. Każda sztuczka jest opatrzona naukowym (racjonalnym) wyjaśnieniem, dla jej wykonawcy przestaje być zatem magiczna, dlatego musi on złożyć przysięgę dochowania tajemnicy, aby nie popsuć zabawy.

W książce znajdują się ponadto rady dotyczące tego, jak budować pewność siebie, niezbędną, jeśli chce się być w tej dziedzinie wiarygodnym. Autor podkreśla także wartość współpracy i zaufania, jakim trzeba obdarzyć partnerów, wykonując z nimi magiczne triki. Tak więc poza dobrą zabawą kształcimy także umiejętności społeczne, a może nawet...znajdujemy swoje  powołanie? 




Warto podkreślić, że książka będzie odpowiednia dla różnych grup wiekowych, bo w przypadku dzieci młodszych mogą być one widzami, a magikami rodzice. Bo niby dlaczego nie odwrócić tych ról?

Dużo śmiechu, zabawy w gronie bliskich, niezbędny w "branży" element zaskoczenia, przejrzysty układ i format godny prawdziwej, magicznej księgi - publikacja ma wszystko, by stać się przewodnikiem dla młodych magików. Zdecydowanie polecam!

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa EGMONT.