Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polecam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polecam. Pokaż wszystkie posty

sobota, 12 grudnia 2020

Jan Madejski, Agata Zarzycka - "Dziadek do orzechów" (gra)

 


Autor: Jan Madejski
Ilustrator: Agata Zarzycka
Tytuł: Dziadek do orzechów (gra)
Wydawnictwo: Zielona Sowa 
Data wydania: 16.09.2020
Wiek: 6+ lat
Ocena: 10/10
 
Opis:  
 
Kto nie zna opowieści o Klarze, która otrzymała od ojca chrzestnego dziadka do orzechów? Wyobraźcie sobie, że podobnie jak Drosselmejer jesteście konstruktorami zabawek. Stwórzcie piękne dziadki do orzechów z kolorowych części, aby wygrać. Zwycięzcą okaże się ten konstruktor, który wykona jak najwięcej dziadków z części w tym samym kolorze! 
 
Cel gry:  
 
Gracze starają się zdobyć jak najwięcej punktów za ułożone przez siebie kompletne dziadki do orzechów. Wygrywa gracz z największą liczbą punktów pod koniec gry.
 
Wiek graczy: 6+  |   Liczba graczy: 2-4 osób  |  Czas rozgrywki: 15-25 min.  
 
Zawartość pudełka:  
 
105 kart: 95 kart Dziadków i 10 kart Prezentów, 3 karty Rzędów, karta Pierwszego Gracza, instrukcja.
 
Recenzja:

Są takie historie, które wraz z upływem czasu nie tracą na swojej wartości. Nieważne, że zostały opowiedziane już milion razy na tysiąc sposobów - nadal wywołują w nas te same emocje. Z pewnością jedną z nich jest ta zatytułowana Dziadek do orzechów. Stała się ona inspiracją do stworzenia gry o takim samym tytule. Bardzo spodobał mi się ten pomysł, a szczególnie klimat tej opowieści, który przeniesiony na karty daje możliwość stworzenia niepowtarzalnej atmosfery podczas gry i zostanie... konstruktorem zabawek. Kompletowanie dziadków do orzechów jeszcze nigdy nie było tak fascynujące. Czy dacie porwać się tej magicznej zabawie? Jestem przekonana, że tak, gdyż jej prosty mechanizm, a zarazem klasyczna niezwykłość wciąga na długi czas. Z zestawem tych niezwykłych kart nie można się nudzić.


Dziadek do orzechów to opowieść dobra na każdy czas. Dziadek do orzechów to także gra dobra na każdy czas. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a w tym okresie każda historia nabiera większego znaczenia. Nasze relacje stają się mocniejsze, a więzi bardziej zacieśnione. Te chwile, kiedy wspólnie z rodziną spędzamy wolny czas są niezapomniane. Nie tylko w Święta. Zapewniam, że ta gra dostarczy tym chwilom mnóstwo kolorów i sprawi, że będą one niezapomniane. Jeśli lubicie integrować się przy pluszówkach, polecam wam nabyć także tę. Przyznam szczerze, że dawno nie urzekła mnie aż tak żadna z karcianek, w które miałam okazje zagrać. Poza tym nie trzeba długo zastanawiać się nad jej zasadami, dlatego dzieci, które nie przepadają za grami planszowymi również mogą się nią zachwycić.


W rozgrywce Dziadka do orzechów może uczestniczyć od dwóch do czterech osób. Liczba graczy jest tu szczególnie ważna, gdyż od tego zależy skład talii kart, którą będziemy się posługiwać. Wszystko jest idealnie wyjaśnione w instrukcji dołączonej do zestawu, więc nie musicie się obawiać, że czegoś nie zrozumiecie. Następnie wykładamy karty zgodnie z rysunkiem zawartym w instrukcji i możemy rozpocząć pierwszą rundę. Wystarczy tylko ze stosu kart dobierać ich o jedną więcej niż jest uczestników zabawy. Po obejrzeniu wyjętych kart należy trzy z nich umieścić w pierwszym rzędzie w taki sposób, aby zostały odkryte, a ostatnią położyć zakrytą. Kolejna osoba robi to samo. Postępujemy zgodnie z tymi zasadami, aż do wyczerpania wszystkich kart ze stosu. Następnie zabieramy karty z wybranej kolumny i układamy swoje zestawy dziadków do orzechów oraz zliczamy punkty. Gra nie jest skomplikowana, ale mimo to daje mnóstwo radości, a do tego ćwiczy pamięć. Dostępne są także dwa dodatkowe warianty zabawy - dla młodszych i starszych graczy.


"Kiedy gracze zabiorą wybrane przez siebie kolumny, oglądają swoje karty i układają je odkryte na stole przed sobą. W grze są dwa rodzaje kart: karty Dziadków i karty Prezentów. Z kart Dziadów gracze budują dziadki do orzechów. Na kompletny zestaw składają się 3 karty: głowa, tułów oraz nogi. Zestaw niekompletny to taki, w którym brakuje przynajmniej jednej z wyżej wymienionych kart."

Karty są nieco cienkimi, małymi kafelkami, które charakteryzują się prostą lecz urzekającą grafiką. Po otwarciu opakowania możemy przeczytać fragment historii o Klarze i Dziadku do orzechów, co wprowadza nas w magiczny klimat. Instrukcja jest czytelna i zrozumiała. Zaś zasady gry niezwykle przystępne. Zachwyciłam się ich niebanalną prostotą. Ten zwykły mechanizm urzeknie także was. Można do zabawy zachęcić także młodsze dzieci i wprowadzić podczas niej także naukę kolorów. Starsze pociechy mają możliwość potrenowania obliczenia, chociaż z pewnością będą potrzebowały pomocy przy zliczaniu wszystkich punktów. Układanie zestawów również ćwiczy spostrzegawczość i logiczne myślenie. Napiszę krótko: po prostu kocham te grę. To idealny prezent nie tylko na Święta.


Dziadek do orzechów to prosta i niezwykle klimatyczna gra, od której nie będziecie mogli się oderwać. Zapewnia dobrą zabawę dla całej rodziny. Dostarcza mnóstwo możliwości, a to wszystko dostępne w niewielkim niebieskim i jakże uroczym pudełku. 
 
 
Grę zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Zielona Sowa

sobota, 28 grudnia 2019

Derib + Job - "Yakari i grizli"

Scenariusz: Derib
Rysunki: Job
Tytuł: Yakari i grizli, tom 5
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 48
Ocena: 7/10

Opis: 

Piąty tom przygodowej opowieści o małym Indianinie i jego zwierzęcych przyjaciołach. Pewnej nocy do wioski Siuksów przybywa Stary bóbr, aby zawiadomić Yakariego, że zaginęli rodzice małego szopa pracza. Chłopiec i jego ukochany koń Mały Piorun wyruszają na poszukiwania w dzikie góry. Po drodze dowiadują się, że w okolicy zniknęło wiele innych małych zwierząt. Wtedy zaczynają rozumieć, że w górach kryje się coś tajemniczego i niebezpiecznego. Wreszcie odkrywają sekret porwań, lecz nie mają pojęcia, jak zaradzić straszliwej sytuacji. Na szczęście pojawia się Wielki Orzeł - dzięki jego radzie Yakari układa sprytny plan, dzięki któremu zwierzątka będą mogły wrócić do domu!

Cykl stworzyli pod koniec lat 60. dwaj Szwajcarzy - scenarzysta Job (André Jobin) oraz rysownik Derib (Claude de Ribaupierre). Za tomy 6 i 31 "Yakariego" (odpowiednio w latach 1982 i 2006) dostali nagrody Festiwalu Komiksowego w Angoulême w różnych kategoriach komiksu dziecięcego. Do dziś ukazało się prawie 40 albumów serii, która wciąż bawi młodszych i starszych czytelników.

Recenzja:

Ostatnio wydawnictwo Egmont postanowiło w tym samym czasie wydać, nie tak jak do tej pory dwie, ale tylko jedną część przygód Yakariego. Jednak spokojnie, kolejna jest już w zapowiedziach, więc nie trzeba się martwić, że to koniec polskiego wydania tej serii. Przed nami jeszcze długa droga, jesteśmy przy piątym tomie a autorzy stworzyli ich niemal czterdzieści. Naprawdę imponujący dorobek literacki. Ta część zatytułowana Yakari i grizli nieco ostudziła nasz zapał do tego cyklu, ale oczywiście nie oznacza to wcale, że zniechęciła nas do niego. Po prostu była dobra lecz nie znakomita. Co na to wpłynęło i jakie są najważniejsze plusy tej historii? Postaram się je wyjaśnić w dalszej części recenzji. 

Przede wszystkim jest to historia mniej zabawna niż dotąd przez nas poznane. Oczywiście to nie umniejsza jej wartości, a nawet stanowi ciekawą odskocznię od poprzedniego klimatu odczuwalnego podczas czytania wcześniejszych tomów.


Być może już kiedyś wspominałam, że ja i mój syn nie jesteśmy jakimiś wielkimi fanami komiksów i nie czytamy ich zbyt często. Jednakże seria o Yakarim jest tutaj wyjątkiem, bowiem czytamy ją od początku i nie zamierzamy przestać. Ten młody Indianin skradł nasze serca a jego przygody zawsze są ciekawe. Niektóre bardziej, inne mniej, ale każda z nich ma w sobie coś wartościowego i interesującego. Również lektura tego tomu dostarczyła nam niemało pozytywnych wrażeń. Początkowo czuliśmy się trochę zagubieni w jej przekazie, ale wraz z rozwojem akcji wszystko powoli stawało się oczywiste i mogliśmy z pełną świadomością uczestniczyć w dalszych wydarzeniach jako ich bierny obserwator.


"Pewnego wieczora, przeszło tydzień temu, rodzice Czarnej Maski nie wrócili do domu..."

Yakari ma tym razem niezwykle trudną zagadkę do rozwiązania. Musi odnaleźć znikające zwierzęta i uratować je spod despotycznych rządów strasznej bestii. Nie będzie to wcale łatwe zadanie. Oczywiście tutaj jak zawsze nieoceniona będzie pomoc Wielkiego Orła. Jaką radę da on młodemu Indianinowi i czy chłopcu uda się w końcu uwolnić uwięzione zwierzęta? Potrzebna będzie mu do tego spora dawka odwagi, ale przede wszystkim ogrom rozsądku i przemyślanej taktyki. W tej części zadrżymy o los bohaterów i będziemy mieli mniej powodów do śmiechu. Czy zatem wszystko skończy się szczęśliwie? Tego już wam nie zdradzę, musicie przekonać się o tym sami. Nie jest to historia w ogóle pozbawiona humoru, ale odnosząc ją do poprzednich z tego cyklu, łatwo zauważyć różnicę w obecności liczby scen rozweselających czytelników. Ma to zarówno swoje plusy, jak i minusy. Wszystko jednak się bilansuje i w konsekwencji ten tom wcale nie nudzi, co oczywiście przechyla szalę na stronę jego zalet.


Ta historia w przeważającej części jest utrzymana w klimacie tajemniczości i odrobiny grozy. Jest tu także mniej rysunków, które same w sobie tworzą historię, bez opatrzenia ich tekstem. Jednak ogólnie jest ciekawa i ma ważny przekaz dotyczący wykorzystywania słabszych do własnych celów, wbrew ich woli. Wskazuje także na rytm życia zwierząt zgodnie z porami roku, dzięki czemu możemy zaznajomić z tym faktem nasze dzieci. Można ją czytać jako odrębną historię, chociaż jest w niej niewielkie nawiązanie do poprzednich tomów. Jakość wydania w niczym nie odbiega od poprzednich części i zachowuje najwyższy poziom. Polecam ten tom, jak i całą serię o Yakarim, zwłaszcza młodym fanom historii przygodowych oraz wszystkim szukającym niebanalnych komiksów. Yakari to bohater, którego z łatwością można polubić a jego nadnaturalny kontakt ze zwierzętami jest nawet godny do pozazdroszczenia. Wielu z nas z pewnością chciałoby rozumieć ich mowę i mieć w nich takich wspaniałych przyjaciół, jak towarzysze Yakariego.



Yakari i grizli to opowieść tajemnicza, okraszona mniejszą dawką humoru niż poprzednie części serii. Pomimo to dostarcza cennej wiedzy i niemało wrażeń. Uczy, bawi i wychowuje a to jest w literaturze każdego formatu, najistotniejsze. Może zechcecie wyruszyć w podróż, której szlachetnym celem będzie podarowanie wolności tym, którym się ona należy?

Komiks zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.

piątek, 4 sierpnia 2017

Joanna Nadin - "Joe sam w domu"


Autor: Joanna Nadin
Tytuł: Joe sam w domu
Wydawnictwo: Akapit Press
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 160
Ocena: 9/10

Opis:


Joe sam w domu. Na początku to wyzwanie i przygoda. Ale gdy mama nie wraca, a zapasy topnieją Joe i Asha podejmują decyzję, która zmieni ich życie na zawsze. 


Recenzja:

Jeśli patrząc na tytuł książki Joanny Nadin, instynktownie pomyślałeś o wesołych losach Kevina, którego przygody oglądamy w każde święta, to nie byłeś jedyny. Spodziewałam się, że "Joe sam w domu" zaskoczy mnie równie zabawnymi przygodami. Tymczasem z filmem tę publikację łączy tylko jedno - na długo zapada w pamięć.
Tytułowy Joe, główny bohater, to trzynastoletni chłopiec mieszkający w Londynie ze swoją matką i jej kolejnym "partnerem" - rasistą parającym się podejrzanymi pracami i niestroniącym od alkoholu. Jak widać, cudzysłów został użyty nie bez powodu. Pewnego dnia zostawiają oni chłopca w domu samego, bo nie stać ich na wakacje dla wszystkich. W końcu to tylko tydzień, w lodówce jest kilka rzeczy jeszcze zdatnych do spożycia, a w kieszeni jakieś drobne. Nic prostszego.
Należy zaznaczyć, że Joe naprawdę radzi sobie lepiej niż większość nastolatków w jego wieku - oszczędza prąd, którego w każdej chwili może zabraknąć, racjonuje sobie jedzenie, aby każdego dnia miał co włożyć do ust. Dzieciak zaradny, jakich mało. Ale... to wciąż dziecko. Potrzebujący opieki i ciepła młody człowiek, w świetle prawa nieletni, który nie może zostać bez opieki. Niestety niektórzy o tym zapomnieli, o ile kiedykolwiek pamiętali.
Nieciekawą sytuację, w jakiej się znalazł, rekompensuje chłopcu znajomość z nowo poznaną wnuczką sąsiada - Ashą. Ciemnoskóra dziewczyna odkrywa tajemnicę naszego bohatera i wytrwale dzieli z nim troski samotnych dni. Staje się jego przyjaciółką (a może kimś więcej?), z którą relacja nie byłaby możliwa pod czujnym okiem chłopaka mamy.
Joe wykorzystuje swoje umiejętności i przyrodzony intelekt, żeby przetrwać ten trudny czas, gospodarując coraz bardziej topniejącymi zapasami. Nie jest jednak przygotowany na to, że domownicy mogą się spóźnić dzień, dwa...osiem.

To przejmująca historia chłopca, który zbyt szybko musiał dorosnąć, a być może wcale nie miał dzieciństwa. Historia chłopca piętnowanego wśród rówieśników, pogodzonego z losem, na jaki nikt nie powinien się godzić, a tym bardziej dziecko. Momentami zastanawiałam się, czy naprawdę adresatami docelowymi książki Joanny Nadin powinny być dzieci. Myślę, że to idealna propozycja także dla dorosłych Czytelników, którzy nie przejdą obojętnie obok opowieści o "dorosłym dziecku". Dorosłym z przymusu.
Oceniam na mocne dziewięć. Byłoby dziesięć, gdyby książka została zilustrowana.

Książkę zrecenzowałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Akapit Press.